WSPOMNIENIA URODZINOWEGO WRZEŚNIA…

Narodziny starszych wnucząt kojarzą mi się z Festiwalem Skrzyżowanie Kultur, na który zawsze chodziliśmy z Jurkiem we wrześniu. W 2014 roku przerwaliśmy uczestnictwo w festiwalowych wydarzeniach z powodu emocji, związanych z narodzinami wnuka. W 2016, gdy miała urodzić się wnuczka, w ogóle „odpuściliśmy” kupowanie biletów.

Narodziny wszystkich trojga wnucząt wiążą się z uczuciem dumy z córki, jej odważnego stosunku do własnej kobiecości, ciąży, kolejnych porodów, macierzyństwa, karmienia piersią. Umiała zorganizować przyjście na świat swoich dzieci według własnego pragnienia. Wszystkie urodziły się siłami natury. Tadzio – w domu narodzin przy ul. Żelaznej, Tosia – co prawda na oddziale położniczym tamże, ale szybciutko i do wanny. Najmłodszy Julianek – szybciutko, we własnym domu i do wody. Wiem, że wszystkie te wydarzenia były dla córki pięknym, formatywnym, metafizycznym przeżyciem. Podobnie – jak dla mnie, dwadzieścia dziewięć lat wcześniej, w dużo gorszych warunkach oddziału szpitala przy ul. Inflanckiej. Sposób przeżywania macierzyństwa przez nas obie dawał mi bardzo duże poczucie więzi z córką.

Pojawienie się Tadzia kojarzy mi się również z … zatrzymaniem – w sposób zupełnie magiczny! – czasu. Przed 27 września 2014 roku czas zaczął nam gnać coraz szybciej. Tydzień mijał za tygodniem, weekend za weekendem. Przerażało nas widmo starości. Narodziny Tadzia zatrzymały czas. Spłynęła na nas ogromna miłość do pierworodnego wnuka, a życie nabrało zupełnie innego wymiaru. Nie poznawałam siebie. Nie poznawałam Jurka. Nasze istnienie stało się medytacją. Narodziny Tosi umocniły tę zmianę, która trwa do dziś… Bez względu na odległość, bez względu na tragedię, która się wydarzyła, cały czas budowana jest relacja, która jest wciąż stanem głębokiej medytacji.

Czasem wydaje mi się, że – paradoksalnie! – to wszystko, co się wydarzyło, zacieśniło moją więź z wnuczętami. Trauma śmierci Jurka, niespodziewany wyjazd wnucząt spowodowały, że wyjątkowo zaangażowałam się w ratowanie relacji z nimi. Szachy online, czytanie książek, analizowanie stworzonych przeze mnie komiksów, rozmowy o emocjach, szalone żarty, wygłupy, lekcje hiszpańskiego, rysowanie, origami…

W lipcu przyszedł na świat Julianek… Niby go nie znam… Nie tuliłam… Nie nosiłam w chuście i na rękach… Patrzę na niego na zdjęciach i w trakcie spotkań online. Niby go nie znam, a jednak znam… I to bardzo dobrze… Widzę pyzatą buzię – ewidentnie znajomą. Jednocześnie i tęsknię, i witam na tym świecie – jako obecna przy nim babcia.

Magia życia. Magia miłości. Magia babciowania.

A teraz celebrowanie urodzinowego września 🙂 I cóż, że online!

Leave a Reply