WEEKEND Z FANGOREM

Po raz pierwszy od dłuższego czasu spędziłam weekend na wsi zupełnie samotnie, jeśli nie liczyć obecności w piątek czterech fachowców od różnych działań oraz – kontaktu z sąsiadami. Wciąż nie mogę się uporać z wykończeniowymi drobiazgami, a już bym chciała mieć z tym święty spokój. Od jednego sąsiada kupuję jajka, drugi przyniósł mi komplet dokumentów zostawionych przez technika PGE Żyrardów pod moją nieobecność. Z sąsiadką rozmawiałam o wariantach przebiegu obwodnicy Warszawy.

Poza tym – spacery z Luną w zimowej wciąż aurze. Wiosenny – tylko hałaśliwy klucz gęsi. Nawet dyżurny „ptasi zestaw” w składzie: bogatki, sójki, sroki i dzięcioły objawił się nad wyraz dyskretnie.

No i Fangor!

Od Fundacji Promocji Twórczości Wojciecha Fangora dostaliśmy jako szkoła kilka przepięknych albumów, poświęconych temu malarzowi. Wzięłam je wszystkie na weekend na wieś, żeby na spokojnie się nimi nacieszyć. Czytając je uświadomiłam sobie, że moja mama musiała znać twórcę, który przez kilka lat współpracował z Radą Programową Centrali Wynajmu Filmów i tworzył zamawiane przez tę instytucję plakaty filmowe. Moja mama przez kilkadziesiąt lat kierowała działem programowym CWF, przemianowanej później na Zjednoczenie Rozpowszechniania Filmów.

W ciągu swojego życia byłam na kilku wystawach, prezentujących pojedyncze obrazy Wojciecha Fangora. Oglądane przeze mnie w ten weekend albumy pokazują niesłychaną różnorodność jego twórczości. Do tej pory najbardziej zachwycały mnie abstrakcyjne płótna, przedstawiające fale lub koła o zamazanych konturach. Teraz zaintrygowały mnie także – rozedrgane, rozmazane i wibrujące – obrazy inspirowane telewizyjnym ekranem, a także komentarze autora ich dotyczące, zaczerpnięte z jego dziennika; na przykład:

„Zauważyłem że jestem zakotwiczony w oglądaniu ekranu telewizyjnego. Te pośrednie wizualne bodźce zaczynają odgrywać coraz to większą rolę w konfuzji tak prostego dotychczas rozgraniczenia miedzy kulturą a naturą. Jemy przyrządzoną i przerobioną żywność, poruszamy się po z góry ustalonych drogach, dzień po dniu dostajemy ułożony i uporządkowany pakiet informacji i wszystkie nasze zmysły są w coraz większym stopniu wystawione na odbiór ugotowanej i przygotowanej strawy. Powoli zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że widok zewnętrznej rzeczywistości jest w gruncie rzeczy widokiem naszych wnętrzności…. Połykamy samych siebie.” Television Paitings, 1977-1984, FANGOR, s. 11, 12.

Patrząc na współczesną edukację, można powiedzieć, że tak samo jak z kulturą jest i z nauką. Pokolenia uczących się przyswajają wciąż i wciąż wielokrotnie przeżutą i przetrawioną – mdłą i śmiertelnie nudną – papkę wiedzy. IBO – chcąc działać inaczej – potyka się nieustannie o „opór materii”, blokadę zniewolonych, biernych umysłów uzależnionych od przeżutej i przetrawionej papki, niezdolnych do samodzielnego, odważnego, radosnego i twórczego eksplorowania rzeczywistości. Może na zajęciach z Psychology uczniowie mogliby zbadać to zjawisko… Albo przynajmniej jakiś jego aspekt… Może już mają do tego narzędzia… Muszę porozmawiać z Renatką Słowińską.

W publikacji: „Fangor. Obrazy muzyczne. Musical Paintings” poza zdjęciami ciekawych prac, inspirowanych muzyką, znalazłam także bliskie sercu cytaty (strony 9 i 11), na przykład:

„Muzyka wnosi do naszego codziennego życia bezpośrednie spotkanie z logiką sensu innego niż sens rozumu” – Georg Steiner, Rzeczywiste obecności, Gdańsk 1997, s. 179;

„Każda sztuka bezustannie usiłuje zaistnieć na sposób muzyki.” – Walter Pater, Renesans: rozważania o sztuce i poezji, Warszawa 1998, s. 103.

Zapewne dlatego po śmierci Jurka ratowała i ratuje mnie nadal właśnie muzyka.

Spotkanie poświęcone Wojciechowi Fangorowi odbędzie się w Monnecie 27 marca br. o g. 13.00, a już w poniedziałek 6 marca do szkolnej biblioteki trafią wspomniane wyżej albumy.

Leave a Reply