Spanie i śnienie jest dla mnie czymś przyjemnym i fascynującym… Jest też miejscem spotkań ze zmarłym najbliższym mi człowiekiem.
Od kilku dni mam przed oczami tajemniczy sen. Nie mogę o nim zapomnieć.
Jestem w teatrze. Z Jurkiem. Dziwię się, że siedzi po mojej prawej stronie. Zwykle siada po lewej. Teatr jest przepiękny, elegancki, bardzo duży – z kryształowymi, ogromnymi żyrandolami. Światła przygasają. Widownia cichnie. Siedzimy na parterze, centralnie, w jakimś piętnastym, dwudziestym rzędzie. Patrzę w lewo, do góry. Na drugim balkonie, na skrajnym miejscu tuż przy kurtynie siedzi samotny mężczyzna. Nieco rudawy blondyn. Ma beżową, podobną w kolorze do włosów, marynarkę. Nagle wstaje. Zdejmuje ją w jakiś przesadzony, teatralny sposób. Demonstracyjnie składa, dając komuś jednocześnie rękami jakieś znaki. Zostaje w białej koszuli. Patrzę w prawo na drugi balkon. A tam taki sam mężczyzna, tak samo ubrany, robi to samo. Jakby lustrzane odbicie. Pojawia się lęk. Na pewno szykują jakiś zamach! Podłożyli bombę albo zaraz zaczną strzelać! Trzeba wszcząć alarm! Jednak siedzę, jak zahipnotyzowana. Patrzę na scenę, czekam na podniesienie kurtyny. Światła wciąż stopniowo przygasają. Znów patrzę w lewo na drugi balkon. A tam ten sam albo całkiem inny mężczyzna w teatralnym przebraniu i ze scenicznym makijażem. Przypomina czarnego łabędzia z „Jeziora łabędziego” lub złego czarnoksiężnika. Nie jest jednak umalowany wyłącznie na czarno. Twarz ma białą, z czarnym konturem wielkich oczu, ale wypełnionym ciemnoniebieskimi i ciemnozielonymi plamami. Ma ciemne, połyskliwe, jakby ptasie nakrycie głowy. Kostium też jest w pawich kolorach. Patrzę w prawo. Na drugim balkonie – znów mężczyzna-lustrzane odbicie. Każdy trzyma wielki wachlarz z czarnych piór, z beżowymi końcami. Poruszają nimi miarowo, tak jakby z wysokości drugiego balkonu chcieli jakimś cudem wachlować scenę…
Czuję ulgę. Już wiem, że nic strasznego się nie wydarzy, że to element przedstawienia. Pawia charakteryzacja budzi mój zachwyt. Kurtyna pomału idzie w górę, zaczyna się spektakl, a ja się budzę…