SEN

Śniłeś mi się całą noc. Obudziłam się. Zasnęłam i znów mi się śniłeś. Obudziłam się. Zasnęłam i znów byłeś przy mnie.

Schodzę po pięknych, szerokich, drewnianych schodach. Takich jakby pałacowych. Leży na nich elegancki dywan w kolorze pastelowej, mlecznej zieleni. Doganiasz mnie. Zrównujesz się ze mną. Uśmiechasz się delikatnie. Dziwię się – Jesteś? Myślałam, że nie żyjesz.

Dziwisz się – Żyję. Dlaczego miałbym nie żyć?

– 21 stycznia był twój pogrzeb.

– Żyję. Przecież widzisz.

Obejmujesz mnie. Przytulasz. Płaczę. Czuję coś na kształt szczęścia. Boję się jednak, że to nieprawda. Że to jest tylko sen. Wyciągam z torebki absurdalnie pomarańczowy dokument – Zobacz. To twój akt zgonu. Trwa postępowanie spadkowe. Kasia chce sprzedać twój aparat fotograficzny.

– Dlaczego chce to zrobić?

– Myśli, że umarłeś. Była na twoim pogrzebie.

– No, ale przecież żyję. Zadzwonię do niej później.

– A tu, zobacz, dowód z obciętym rogiem. Nie zameldują cię tutaj z takim dowodem…

– Nie martw się tym wszystkim. Chodźmy coś zjeść.

Schodzimy razem. Do twarzy ci w tym jasnopopielatym swetrze.

Wchodzimy do restauracji. Stoliki pozajmowane. Pełno ludzi. Ci ludzie jacyś dziwni. Nieruchomi. Jakby byli elementem teatralnej dekoracji. Wszystko jest w pastelowych, rozświetlonych barwach. Światło nas trochę oślepia. Szukamy wolnego miejsca. Wchodzimy do przeszklonego pomieszczenia. Coś na kształt dużej werandy. Za oknami widać wydmy. Zupełnie takie jak na naszym pierwszym obrazie, zakupionym w galerii w Ustce pod koniec lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku.

Wreszcie znajdujemy wolny stolik. Siadamy naprzeciwko siebie. Uśmiechasz się do mnie. Jak dobrze!

Wtedy budzę się. Po twarzy płyną łzy.

Leave a Reply