HOŁD DLA DŁONI CHIRURGA

Wczoraj poddałam się zabiegowi ekstrakcji zęba. Ząb był trzykrotnie leczony kanałowo, ostatnio w marcu. Nie bolał, ale od połowy czerwca czułam, że mnie truje. Postanowiłam więc się go pozbyć. Raz już byłam umówiona z lekarzem, ale się rozchorował. Stwierdziłam więc, że nie te ręce miały mnie uwolnić od truciciela. Byłam trochę przejęta, bo taką okoliczność przeżywałam ostatnio grubo ponad czterdzieści lat temu. Pomyślałam dobrze nad wyborem i trafiłam do innego chirurga szczękowego. Siedziałam z otwartymi ustami i wzruszałam się z zachwytu nad zawodowym kunsztem, wyczuciem, mistrzostwem po prostu. Uprzedzano mnie w innym miejscu, że rwanie może być trudne z powodu zniszczonej korony zęba. Że korzenie mogą być usuwane osobno, że może być konieczność zakładania szwów… Nic takiego szczęśliwie nie nastąpiło. Delikatne znieczulenie niespecjalnie mi dokuczało, a było skuteczne. Ząb wyszedł lekko, łatwo i prawie przyjemnie. Potem pan doktor snuł opowieść o cudzie implantów, której wysłuchałam z zapartym tchem… Choć nie miałam wcześniej ochoty na kolejny zabieg chirurgiczny, bo szóstki mój uśmiech nie obejmuje, zachwyciłam się opowieścią tak bardzo, że zdecydowałam się na wstawienie implantu. Takim dłoniom oddam się kolejny raz ze spokojem i radością.

Leave a Reply