„DRUGIE IMIĘ”

Dostałam niezwykłą książkę – „Drugie imię” Jona Fosse’go, norweskiego pisarza, tegorocznego laureata Nagrody Nobla. Bohaterem powieści jest malarz o imieniu Asle. Występuje jakby w dwóch wcieleniach – trawionego dreszczami alkoholika i nawróconego, gorliwie i żarliwie religijnego artysty. Obydwaj zmagają się z cierpieniem, związanym z utratą ukochanej żony. Utwór ma formę strumienia świadomości i stanowi jedno zdanie. Pierwszych pięćdziesiąt stron przeczytałam na głos. Dzięki temu udało mi się głęboko wejść w fascynującą narrację, dotyczącą najważniejszych spraw egzystencjalnych – miłości i śmierci, przemijania, istoty wiary i sztuki.

Niektóre fragmenty książki są mi niezwykle bliskie, szczególnie te, dotyczące wspólnego mianownika między wiarą i sztuką, i odwiecznych prób zrozumienia przez człowieka tego, co niepojęte:

„ … do Boga prowadzą także inne sposoby myślenia i wiary w prawdę, wszystko, co z powagą zwraca się ku Bogu, bez względu na to, czy ktoś używa słowa Bóg, czy też jest taki mądry albo taki skromny, że w obliczu nieznanej boskości tego nie robi, wszystko prowadzi ku Bogu, więc pod tym względem wszystkie religie są jednością, myślę, i pod tym względem również religia i sztuka się ze sobą łączą, także dlatego, że zarówno Biblia, jak i liturgia są fikcją, poezją i obrazem, są literaturą, teatrem i sztukami wizualnymi i jako takie mają swoją prawdę, bo oczywiście również sztuka ma swoją prawdę…”

„… wiara, czy też wiedza, zrozumienie, tak, nazwałbym to raczej zrozumieniem, jest czymś, co człowiek nagle i w sposób niepojęty rozumie jako prawdę, a ta prawda nigdy nie została wypowiedziana taka, jaka jest, i nigdy nie będzie mogła zostać wypowiedziana, ponieważ nie jest ona słowami, tylko Słowem, jest tym, co się kryje za wszystkimi słowami i co umożliwia istnienie słów, istnienie języka, istnienie sensu, i być może da się to pokazać, ale nie da się tego powiedzieć…”

Tak właśnie mi się wydaje, że da się to pokazać – namalować, wytańczyć, także – wyśpiewać, wygrać na instrumencie, ale na pewno nie da się tego wypowiedzieć słowami… Chociaż może jednak – w poezji najwyższej próby… Może jednak… W ramach wyjątku potwierdzającego regułę – w jakimś niezwykłym wierszu…

„… to niewidzialne w widzialnym sprawia, że to, co widzialne, istnieje, tylko w człowieku niewidzialne w widzialnym jest blisko spokrewnione z niewidzialnym we wszystkim innym, i jest to coś innego niż to, co istnieje, bo to, co niewidzialne, jest wspólne dla wszystkiego, co istnieje, natomiast nie istnieje samodzielnie, nie istnieje w przestrzeni, nie istnieje w czasie, nie jest żadną rzeczą, niczym, tak, jest niczym albo nicością, myślę, i tylko w czasie, gdy człowiek żyje, to coś istnieje w przestrzeni, istnieje w czasie, a potem wypada z czasu, wypada z przestrzeni i wtedy łączy się z, tak, z tym, co nazywam Bogiem, a to, tak, to niewidzialne, które jest w widzialnym i które w widzialnym działa, i które je podtrzymuje, tak, właśnie to niewidzialne ukazuje się w czasie i przestrzeni jako świetlista ciemność, myślę, i właśnie to i nic innego moje obrazy zawsze usiłowały pokazać…”

W powieści jest ukazany przejmujący obraz miłości, magii bycia razem, cierpienia z powodu śmierci najbliższej osoby, tęsknoty, która prowadzi albo do autodestrukcji, albo do Boga…

Genialna książka!

Leave a Reply