Początek roku uwalnia medialną energię hejtu wobec szkoły… Modnie jest w tym czasie szkołę poobrzucać błotem… A ze szkołą jest podobnie jak z demokracją – ma swoje wady, ale nikt niczego lepszego jeszcze nie wymyślił…
Znam świetnie te wady. Wielokrotnie o nich pisałam. „Monnet” powstawał w opozycji do tradycyjnych, mocno opresyjnych placówek edukacyjnych, w których sama uczyłam się jako dziecko, a potem wiele lat pracowałam jako nauczycielka. System IB wybrałam i wprowadziłam do naszych szkół jako najlepsze lekarstwo na najpoważniejsze mankamenty szkoły – bezduszność, marnotrawstwo czasu, brak radości w procesie kształcenia.
Moda w edukacji lansuje teraz nauczanie domowe.
Dzieci są różne, nie ma jednego najlepszego rozwiązania dla wszystkich. Na pewno są jednostki, dla których edukacja domowa jest najlepsza, czasami staje się jedynym ratunkiem. Z pewnością była cudownym rozwiązaniem dla córek Marii Curie-Skłodowskiej i grona jej przyjaciół, wybitnych naukowców. Ich dzieci wychowywały się gromadnie, spędzały dużo czasu wśród rówieśników, na świeżym powietrzu, uprawiając różne dziedziny sportu. No i były uczone rotacyjnie przez swoich rodziców – najwspanialsze umysły swojego czasu, zajmujące się różnymi dziedzinami nauki. Nauka odbywała się zwykle metodami akademickimi – dzieci wykonywały eksperymenty w laboratoriach, dyskutowały nad tekstami, wyciągając samodzielnie wnioski. Ale jest to wyjątek, który potwierdza regułę – nikt nie wymyślił lepszego sposobu uczenia niż szkoła.
Bez względu na to, czy myślimy o opresyjnej szkole w PRL-u, czy biednej szkole afrykańskiej, czy świetnie wyposażonej szkole świata zachodniego, szkole publicznej, masowej, czy elitarnej, prywatnej, tradycyjnej czy IB-owskiej każda szkoła ma – moim zdaniem – w przypadku zdecydowanej większości dzieci – przewagę nad edukacją domową.
Po pierwsze szkoła tworzy środowisko rówieśnicze, które jest poletkiem dla rozwijania kompetencji społecznych. Można sobie wybrać kolegów, z którymi kopie się piłkę, innych – do gry w szachy, jeszcze innych do pracy nad projektem, czy wycieczek rowerowych. Można poznać najlepszą przyjaciółkę, która okaże się przyjaciółką na całe życie… Czasami pojawiają się konflikty. Musimy nauczyć się je rozwiązywać. Poznajemy też różnych dorosłych… Jednych lubimy bardziej, innych mniej… Jeszcze inni być może napawają nas lękiem… Uczymy się, jak poradzić sobie z negatywnymi emocjami, które wywołują w nas niektórzy ludzie… Wzmacniamy się w ten sposób i przygotowujemy do dorosłego życia. Czasami, zafascynowani osobowością jakiegoś nauczyciela, zgłębiamy nadmiernie „jego” przedmiot, studiujemy go tak intensywnie, że w mózgu tworzą nam się nowe połączenia i dźwigamy się na zupełnie nowy poziom zrozumienia złożonych naukowych kwestii.
W każdej szkole niekiedy pracuje się nad projektami. Przekonujemy się wtedy, że zespół ma większe możliwości niż najbardziej bystra jednostka… Bo ktoś najlepiej konstruuje. Ktoś najszybciej liczy. Jeszcze inny najpiękniej namaluje plakat albo makietę. Ktoś najzgrabniej formułuje zdania, a ktoś inny pięknie kaligrafuje. Efekt wspólnej pracy przewyższa możliwości pojedynczej osoby. Burza mózgów otwiera nasze umysły, wyrywa nas z intelektualnych nawyków i przyzwyczajeń. Dyskusja uczy bronić własnych przekonań, a także – zastanawiać się nad nieoczywistymi dla nas, cudzymi argumentami.
Można poznać zainteresowania i pasje rówieśników. Zainspirować się. Wymienić poglądy. Obejrzeć czyjąś kolekcję znaczków, monet, naklejek, kapsli… Można należeć do samorządu szkolnego. Wprowadzać w życie swoje pomysły. W opresyjnej PRL-owskiej szkole, której nie lubiłam, należałam do samorządu, prowadziłam gazetkę szkolną, w której pisałam to, co chciałam, m.in. wierszyki krytyczne wobec agresywnej nauczycielki. Stworzyłam też szkolny teatr, sama wybierając repertuar, dobierając i pozyskując aktorów. Zdobyłam w ten sposób umiejętności (np. umiejętność przekonywania rówieśników do swoich pomysłów oraz kierowania zespołem), których nie dałaby mi żadna edukacja domowa! A przyjaźnie, które narodziły się wtedy, trwają do dziś.
W szkole uczymy się pomagać i przyjmować pomoc od osób innych niż członkowie rodziny. Szkoła jest też odskocznią od „rodzinnego sosu”, bo nawet jeśli klimat w domu rodzinnym jest najbardziej przyjazny, ciepły, stymulujący do rozwoju (a przecież tak naprawdę nie zdarza się to często!!!), dziecko w wieku szkolnym powinno już mieć swoje sprawy, swoich kumpli, swoje przyjaciółki. Powinno móc poznawać różne rodziny i różne systemy wartości. Ktoś chodzi regularnie w niedzielę do kościoła, a ktoś nie. U kogoś w domu je się mięso, a u kogoś innego – wyłącznie warzywa. U kogoś są zabronione słodycze, a u kogoś na deser podaje się ciasto… W jednym domu przez cały dzień jest włączony telewizor, w drugim – słychać muzykę, w trzecim – dużo się rozmawia przy wspólnym stole. Czyjaś mama zajmuje się wyłącznie domem, inna – prowadzi dużą firmę. Doświadczanie różnorodności sposobów życia, różnych sytuacji życiowych naszych kolegów i koleżanek niesłychanie rozwija, wzbogaca, uczy o świecie.
Szkoła wymaga poprawy. Najlepiej przez ewolucję, a nie na drodze rewolucyjnych, gwałtownych zmian. Przede wszystkim zmiany wymaga system kształcenia nauczycieli i kreowanie etosu tego zawodu. Mamy gotowe wzorce – edukację skandynawską i IB-owską. Potrzebny jest także inny klimat wokół szkół, większy namysł, mniejsza łatwość ferowania wyroków wobec nauczycieli, mniejsza agresja wobec nich, zwłaszcza ze strony rodziców i mediów. Żyjemy w czasach łatwych zero-jedynkowych ocen, ośmieszania, wyszydzania, grupowego „nakręcania się” do złych emocji.
Zawsze mówię nauczycielom, skarżącym się czasami na arogancję niektórych rodziców: Bądź uczciwy wobec uczniów! Oni nas obronią!
I tak się dzieje!
W nowym roku szkolnym życzę wszystkim nauczycielom, nie tylko „monnetowym”, którzy pracują z pasją, nie odchodzą z zawodu pomimo wszystko, wspierają i kochają swoich uczniów, nieustannie szkolą się, podnosząc swoje kwalifikacje i umiejętności – by czerpali jak najwięcej radości i satysfakcji z relacji z uczniami, własnej kreatywności i efektywności. Życzę Wam wiele sił, zdrowia, niezależności myślenia!!! Nauczyciel to wolny zawód!!! Artysta, który jest dla swoich podopiecznych inspiracją i katalizatorem wszechstronnego rozwoju! Czerpcie radość z tego fascynującego procesu, nie przejmując się nadmiernie modą na hejt i błotem, którym czasami jacyś niezbyt roztropni próbują Was obrzucać! Wszystkiego najlepszego na ten nowy rok!!!