Łapię się na tym, że szerokim łukiem omijam ludzi, którzy mają zwyczaj wyrażać święte oburzenie w związku z głupimi, złymi, niecnymi uczynkami bliźnich…
Bliźni jak bliźni… Wiadomo, nie jest aniołem… Bywa, że kłamie, manipuluje, ulega słabościom, kradnie, cudzołoży, popełnia głupstwa, bywa okrutny i niegodziwy…
Ale czy my sami zawsze działamy w sposób szlachetny i nienaganny…
Emocjonalne, pełne zapału omawianie cudzych niedoskonałości, błędów, pomyłek, niegodziwości jest … miłe, poprawia nastrój, bo skoro wyrażamy święte oburzenie, to znaczy, że my… nigdy w życiu byśmy tak nie postąpili… Dzięki fali świętego oburzenia czujemy się lepsi. A to jest miłe. A nawet jeśli zdarzy nam się zrobić coś niewłaściwego, to zawsze za to tak naprawdę odpowiedzialność ponosi ktoś inny, bo przecież my sami – nigdy w życiu! Miłe jest bycie lepszym od tych wszystkich innych, którzy działają inaczej, myślą inaczej, wyglądają inaczej, mają inne cele i założenia. Ocenianie wszystkich wokoło. Zwłaszcza tych, wystających z tłumu, wychodzących przed szereg, no i oczywiście – słabszych, np. dzieci.
Narzekanie na młodzież i żartowanie z dzieci…
Nauczyciel, który nie oddał przełożonym w terminie żadnego dokumentu, narzeka na ucznia, który nie oddał w terminie eseju. Hm!
Zawsze wyjątkowo złościł mnie tzw. humor zeszytów szkolnych. Zastopowałam dawno temu w przedszkolu tworzenie takiego spisu zabawnych sformułowań „naszych milusińskich”. Ktoś, kto uczy się chodzić, czasami się potknie. Ktoś, kto uczy się mówić, czasami źle połączy słowa. Ten trud, ta odwaga podejmowania gigantycznego, ryzykownego, bo nowego, nieznanego działania, zasługuje na najwyższy szacunek, nie – na drwinę.
Świetnym zwierciadłem dla naszej hipokryzji jest książka Szymona Hołowni „Boskie zwierzęta”. Książka bardzo potrzebna, choć brutalna. Nie zawiera ocen, nie wyraża świętego oburzenia, choć mówi o sprawach przerażających, o których wszyscy wiemy, ale staramy się nie pamiętać. Dla świętego, tym razem dla odmiany – spokoju! Przypominająca o czymś, co staramy się wyprzeć z pamięci. My wszyscy – porządni ludzie, nie mordercy, nie gwałciciele, nie rozbójnicy, a jednak – tak łatwo, bezrefleksyjnie pozwalający na zło! Przyzwalający oportuniści, którzy gadają, gadają, gadają, ple, ple, ple – że ktoś, że coś, że nie tak. Aż ciśnie się na usta trochę nieprzyzwoite, bo nazbyt poważne pytanie – Czy kogoś jeszcze dziwi fenomen obozów koncentracyjnych w Europie dwudziestego wieku?!!! Obozy są dziełem oportunizmu i hipokryzji, a nie – wbrew pozorom – okrucieństwa! Okrucieństwo połączone jest z emocjami. Obozy były dziełem strategów, planistów i inżynierów – projektowanym w zaciszu gabinetów, na zimno.
Omijam więc szerokim łukiem tych wszystkich, którzy się święcie oburzają… Pokazując palcem tych winnych „onych”.
Coraz bardziej lgnę do tych, pełnych zachwytu, entuzjazmu, poezji, nadziei, miłości i radości… W nich upatruję ratunek dla rodzaju ludzkiego. W nich też upatruję wsparcie dla tych, którzy rosną, dojrzewają, uczą się, przekraczają własne granice.
Na przykład uwielbiam słuchać – Wspaniałej Nauczycielki naszych najmłodszych, która z entuzjazmem opowiada, jak bardzo po świątecznej przerwie dzieci były za sobą stęsknione, jak pięknie się witały, z jaką radością podejmowały wspólne aktywności, jak ładnie się bawiły na placu zabaw, wdrapując się z trudem w ciepłych kombinezonach na drabinki. Jak bardzo zaangażowały się w wyrabianie gofrów. I jak trudno im było uwierzyć, ile same już potrafią zrobić.
I – równie Wspaniałej Nauczycielki trochę starszych, która – choć z powodów zdrowotnych nieobecna w pracy – wymyśla w łóżku zadania dla swoich uczniów, sprawdza osobiście ich prace, cieszy się z sukcesów…
I – podobnie Niezwykłej Nauczycielki, która dzisiaj ze spokojem, dumą i pewnością opowiadała mi o niezwykłym rozwoju i talentach swoich podopiecznych.
I – Nauczycielki Muzyki, która cieszy się z metamorfozy uczniów, którzy połknęli bakcyla śpiewania i grania na instrumentach.
I – Nauczycielki Matematyki zafascynowanej wyobraźnią i kreatywnością dzieci… I – Nauczyciela Matematyki, który wczoraj mówił o niezwykłych postępach ucznia klasy siódmej i uczennicy klasy szóstej…
I – Nauczycielki Fizyki, która zachwyca się sposobem myślenia młodych ludzi… I – Wychowawczyni Licealistów, która autentycznie zachwyca się każdym – bez wyjątku – swoim wychowankiem…
I – Prowadzącej Teatr, która cieszy się, że uczennica pisze scenariusz kolejnej sztuki…
I – Najradośniejszej Wicedyrektorki, z którą każda rozmowa dodaje energii i nadziei…
I tak dalej… I tym podobne…
Zbawi nas jedynie – radość uczenia, radość uczenia się, radość i poczucie sensu wszelkiej pracy, radość kochania, radość życia!