Wstawanie rano jest czymś oczywistym. Od zawsze na wsiach ludzie budzili się i kładli spać z kurami. Prace rolne, obrządek nie dawały wyboru. Również w miastach syreny fabryczne wzywały robotników do pracy o świcie, a wypuszczały do domu wieczorem. Pracowało się po kilkanaście godzin dziennie. Szkoły rozpoczynały swoją działalność tak, żeby rodzice podążający do pracy, mogli w nich zostawiać swoje dzieci.
W PRL analizowanie mechanizmów związanych ze snem, wpływu jakości snu na zdrowie uznane byłoby za fanaberie i przejaw burżuazyjnego zepsucia.
Jednak od wielu już lat naukowcy biją na alarm – zmuszanie nastolatków do wstawania z łóżek przed godziną ósmą rano wpędza ich w zaburzenia snu, depresję, ogranicza ich możliwości poznawcze, generuje problemy wychowawcze, związane z wagarami.
Przez kilka lat – nie bez trudu! – udawało mi się sprawić, żeby nasze liceum i gimnazjum rozpoczynało pracę o godzinie 9.00. Szybko jednak dorośli uznali, że „nie da się”. Bo część rodziców w drodze do pracy podrzuca dzieci do szkoły i one rano bez sensu czekają na lekcje… Bo nie da się ułożyć tak planu, żeby zajęcia kończyły się przed siedemnastą… Bo po siedemnastej już noc ciemna zimą i nie można tak późno kończyć lekcji… Bo jaki nauczyciel będzie chciał wchodzić do klasy po siedemnastej, kiedy już dawno powinien dotrzeć do domu…
Mało tego – niektórzy upierają się przy „lekcjach zerowych”, bo ich zdaniem lepiej zacząć pracę o 7.00 niż o 17.00.
Ich zdanie znajduje potwierdzenie w ich doświadczeniu. Ludzie dorośli – pięćdziesięcioletni, sześćdziesięcioletni zaczynają mieć zaburzenia snu. Budzą się o godzinie 5.00, czasem 4.00 rano i już nie mogą zasnąć. Z ich więc punktu widzenia rozpoczynanie aktywności umysłowej o siódmej rano jest zasadne. Również rodzice, którzy rano wychodzą do pracy, wolą mieć pewność, że ich dzieci są w tym czasie w szkole. Wygodniej jest też robić wspólne śniadanie i podwozić się wzajemnie do pracy i szkół.
A jednak sama pamiętam, jaką bezsensowną torturą dla mnie było poranne wstawanie w liceum. W klasie maturalnej biłam rekordy absencji, żeby móc się przygotować do egzaminów wstępnych na polonistykę, w czasach, gdy na jedno miejsce przypadało dziesięciu kandydatów. Uczyłam się do czwartej rano. Spałam do południa, ale dzięki temu udało mi się uporządkować wiedzę i osiągnąć cel. Na studiach też zawsze uczyłam się w nocy. Na szczęście nie codziennie rozpoczynałam zajęcia o ósmej rano i chyba tylko na pierwszym roku. W te dni, kiedy musiałam być rannym ptaszkiem, nigdy nie udawało mi się ani niczego napisać, ani twórczo przeczytać. Mój mózg mógł co najwyżej podołać sprzątaniu, praniu, cerowaniu (była taka aktywność i dotyczyła głównie skarpetek!) i zakupom.
Boleję więc bardzo, że w naszej szkole zmuszamy nastolatków do rozpoczynania zajęć o godzinie ósmej. Zgodnie ze współczesną wiedzą o mózgu o tej godzinie mogą rozpoczynać naukę przedszkolaki i najmłodsi uczniowie szkoły podstawowej (w naszym przypadku uczniowie, którzy realizują PYP). Uczniowie, którzy wchodzą w fazę dojrzewania i licealiści, powinni móc spać do ósmej, dziewiątej rano, a więc rozpoczynać naukę najlepiej o godzinie dziesiątej.
Na potwierdzenie – obszerne fragmenty rozmowy z profesorem Adamem Wichniakiem, psychiatrą i specjalistą medycyny snu, którą opublikowała piątkowa „Gazeta Wyborcza”:
„… noworodek średnio sypia 16 godzin w ciągu doby; dziecko szkolne 9-11, nastolatek 8-9, dorosły 7-8, a po 60. roku życia sen nocny może się skrócić nawet do 6 godzin. … Dzieci są w większości rannymi ptaszkami, mają bardzo stabilny rytm snu – wstają, kładą się i wcześnie się budzą. … W wieku dojrzewania ten wzorzec się przesuwa. Jednak co ciekawe, długość snu się wcale aż tak bardzo nie zmienia! Ludziom się wydaje, że jak nastolatek zasypia po północy, to potrzebuje mniej snu. To jest nieprawda, on nadal potrzebuje około 9 godzin. Jedyne, co się zmienia, to to, że z wzorca snu dziecięcego i zasypiania o 21 pojawia się zasypianie o 24-1 w nocy. Na Zachodzie obserwuje się słuszny trend, by szkoła dla nastolatków zaczynała się o godzinie 9-10, ponieważ, jeśli się tego nie zrobi, dzieci nie korzystają dobrze z nauki, są z nimi problemy wychowawcze i mają deficyt snu. Wstawanie o 7 rano jest wbrew fizjologii przeciętnego nastolatka, powoduje znaczny niedobór snu. Trudno się wtedy dziwić, że w sobotę nie chce wstać z łóżka o 8-9, przecież to jedyny sposób, aby nastolatek mógł się wyspać.”(GW, 19.10.2018, dodatek – Tylko zdrowie, s. 4-6).
Może dożyję czasów, kiedy jakiś mądry minister oświaty wyda rozporządzenie, że szkoły dla nastolatków nie mogą rozpoczynać pracy przed godziną 10.00. I skończy się „nie da się”!!!
A tymczasem – od przyszłego roku szkolnego znów podejmę próbę walki o godzinę 9.00 dla uczniów MYP i DP. Zapewne nie będzie łatwo, ale nic, co ma sens, nie jest łatwe! Liczę na wsparcie samorządu uczniowskiego! Wybory – niedługo!