KRYJÓWKA POD ZASMARKANIA PIERZYNKĄ

„Zasmarkanie” to nie jest najpiękniejsze słowo. Wiem, wiem i przepraszam różnych językowych purystów, czytelników tego bloga.

No ale czyż słowo: „katar” oddaje cokolwiek z materii, o której piszę… Cierpienia mało poważnego jak i mało estetycznego… Właściwego istotom raczej niedojrzałym, niedorosłym, smarkaczom właśnie… Stanu permanentnego podduszenia, nieprzyjemnego zwłaszcza nocą… Wyrywającego z maligny-drzemki… Z wilgotnej pościeli… A w ciągu dnia – niepokój, bo każdy oddech może przynieść totalną kompromitację totalnego zasmarkania się właśnie w miejscu publicznym, a w najlepszym przypadku – spierzchnięcie ust, niemądrze otwartych. No i frustracja, bo przecież nie jedzie się na ferie w góry, by kichać i kwękać.

A jednak ten tekst będzie pochwałą zasmarkania – jak w moim przypadku – raz na kilkanaście lat.

Bo kiedy człowiek jest atakowany nadmiarem bodźców ostrych jak brzytwa; jest w stanie rozedrgania, przegrzania, niepokoju, dzikiej rozpaczy i dzikiej radości, niepokojących lub pełnych nadziei przewidywań, takichż wspomnień – pierzynka zasmarkania staje się dla mózgu ukojeniem. Stan totalnego „tu i teraz”. Kichnę, czy nie kichnę. Kapnie, czy nie kapnie. Czy bardziej pomoże mi uderzeniowa dawka padmy, czy przepisowa – ibupromu na zatoki… Dylematy proste jak drut. Wszystko stłumione, wyciszone, jak w pudełku z watą. Nadreaktywność , nadaktywność, wszystkie „nad” – przytłumione, przyduszone, zagaszone, nieobecne. Spokój podduszenia. Szum brudnoszarego kokonu wokół głowy… Nie ma wczoraj. Nie ma jutra. Nie ma spraw – normalnie ważnych-poważnych. Wszystko spowija wygłuszająca pierzynka zasmarkania. Od czasu do czasu – specyficzna forma wytchnienia. Kryjówka.

Leave a Reply