UWEWNĘTRZNIONA WOLNOŚĆ

Nie jestem typem anarchistki-burzycielki. Jednak, patrząc na swoje długie życie, uważam, że zawsze byłam wolna. A przecież mama chciała ze mnie zrobić posłuszną dziewczynkę. Zresztą do pewnego czasu nią byłam. Potem jednak nadszedł okres dojrzewania, parę razy zdarzyło mi się trzasnąć drzwiami i wykrzyczeć swoją wolę. W ten sposób skutecznie odcięłam pępowinę. Moi rodzice nie mieli żadnego wpływu na moje dorosłe decyzje i wybory, a także – na mój sposób bycia i życia. Nigdy też w dorosłym życiu nie miałam im niczego za złe. Wiadomo, że chcieli jak najlepiej… Jednocześnie umiałam być asertywna i uparta, do bólu. Musieli uszanować moją suwerenność.

Podobnie było z Jurkiem. U niego w domu metodą wychowawczą były kary fizyczne. Do czasu, gdy udało mu się przytrzymać karzącą rękę ojca. Po awanturze wychodził z domu, robił, co chciał, wracał, kiedy chciał.

Na początku naszej miłości wyraźnie powiedzieliśmy sobie nawzajem, że nie będziemy robić niczego, co nie wynika z naszych wewnętrznych potrzeb, nawet jeśli wynika wprost ze społecznego rozumienia dobrego wypełniania roli męża i roli żony. Byliśmy w tym do końca konsekwentni. Byliśmy bardzo uważni, żeby nie pozwolić sobie na formułowanie jakichkolwiek oczekiwań wobec partnera. Więcej – kontrolowaliśmy pod tym kątem nasze myśli i uczucia. Mieliśmy pewność, że byłby to koniec naszej relacji.

W takim duchu próbowaliśmy wychować nasze dziecko, choć ostatnio wydaje się, że nie do końca nam się to udało…

Również w życiu zawodowym czuliśmy się wolni.

Uczyłam języka polskiego, wychowania do życia w rodzinie, byłam wychowawczynią klasy. Nigdy nie czułam się częścią komunistycznej propagandy. To, co robiłam i mówiłam, było zgodne z moim sumieniem i moimi osobistymi poglądami. Inaczej nie umiałabym spojrzeć w lustro. Formalne zobowiązania wypełniałam literalnie. Nie dyskutowałam z zarządzeniami, nie oburzałam się na nie, nie wywoływałam rebelii. Kopanie się z koniem nie było moim powołaniem. Natomiast pracę z uczniami traktowałam wyłącznie jako misję, a nie – jako wypełnianie czyichkolwiek dyrektyw.

Misyjne, pełne pasji, a więc – miłości, podejście do zawodu nauczyciela – jako jedyne! – uskrzydla i daje radość, choć oczywiście jest trudne i pracochłonne. Zawód nauczyciela to profesja twórcza i jako taka wymaga wolności, uwewnętrznionej wolności.

Życzę więc wszystkim nauczycielom uwewnętrznionej wolności i wiele radości w nadchodzącym roku szkolnym 2021/2022!

Leave a Reply