Data, która zmusza do zatrzymania się, zastanowienia, wspomnień…
A wokół – szum medialny: czemu wybuchło, w czyim interesie, lepiej, żeby w lipcu, lepiej, żeby w ogóle, a dowódcy to bohaterowie czy mordercy, zbrodniarze, którzy lekkomyślnie zgotowali ludności Warszawy hekatombę. I tak w kółko, jak co roku…
Dla mnie to przede wszystkim rodzinne historie i myślenie – i tak nazbyt częste – o cioci Jance, która niańczyła mnie 9 lat, żołnierzu AK, łączniczce w powstaniu warszawskim. Ta wilga, którą słyszałam kilka dni temu… I ta cała przyroda tak dla mnie ważna… Wypatrywanie czajki w Kątach Rybackich… Obserwowanie w Horyńcu bocianów, dzięciołów, kosów i pomniejszych upierzonych istot, a także – rozmaitych owadów w trawie, roślin w lesie, na łąkach i polach, personifikowanie drzew… To jej, cioci Janki, życie we mnie… I to połączenie dużej wrażliwości i empatii z takim „pazurem”, hardością, mówieniem prosto w oczy, walecznością w zbawianiu świata. Wspierała głodne zwierzęta, nieszczęśliwe z jakiegoś powodu dzieci, kobiety źle traktowane przez mężów. Czuła się odpowiedzialna za zło i nieszczęścia wokół, choć się do nich nie przyczyniła. Czuła się zapewne także wolna. Nie miała oporów, by odważnie bronić swoich racji, zaskakiwać poglądami, wtedy, w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zdecydowanie niszowymi – unikała jedzenia mięsa, odbierała klerowi prawo do otaczania się przedmiotami zbytku i potrafiła to duchownym zakomunikować, budząc powszechne zgorszenie, choć jednocześnie pamiętam, że istnieli księża, z którymi uwielbiała rozmawiać na tematy zasadnicze i można powiedzieć, że łączyła ją z nimi przyjaźń. Znając ciocię myślę, że powstanie musiało wybuchnąć. Warszawiacy trzymani byli przez pięć lat w niemieckiej niewoli. Traktowani – jak podludzie. Jedynie słuszna wtedy ideologia nazistowska głosiła, że istnieje rasa panów – Aryjczycy, Germanie, Niemcy; rasa podludzi, którymi są Słowianie, nadający się jedynie na niewolników, bezpłatną siłę roboczą oraz Żydzi – porównywani do insektów, szkodników, roznoszących choroby i niebezpiecznych, których po prostu należy wytępić w imię czystości rasowej i jakiejś idealnej przyszłości. Z kolei na przedmieściach Pragi stali już Sowieci, wyznawcy kolejnej „jedynie słusznej” ideologii komunistycznej, mającej zapewnić sprawiedliwość i równość, ale po drodze do tego chwalebnego celu, posiłkujący się eksterminacją tzw. wrogów klasowych. Więc jak można było oddać się potulnie w ręce kolejnych ideologicznych oprawców! Tych, którzy w imię celów wyższych, uzurpują sobie prawo do narzucania swoich porządków, ograniczania swobód i wolności innych osób z fizyczną eksterminacją – zawsze w imię chwalebnych celów !!!! – włącznie. Powstanie musiało wybuchnąć, albowiem WOLNOŚĆ potrzebna jest człowiekowi tak samo jak powietrze. Nie ma bez niej – samorozwoju, miłości, spełnienia. Mamy wakacje – bez wolności nie ma także wakacji. Dopuszczalny jest zorganizowany odpoczynek, na który kierowani są w nagrodę ci pogodzeni z ideologią jedynie słuszną, podczas którego wczasowicze karmieni są ideologicznymi treściami, a czas jest zorganizowany. Człowiek stworzony jest do wolności, do wybierania, czy pójdę w lewo, czy w prawo, czy wybiorę drogę zawodową taty, mamy, a może wymyślę zawód, którego jeszcze nie ma. Czy będę chrześcijaninem, buddystą, czy może agnostykiem… Czy będę malował obrazy, czy zaprojektuję most najdłuższy na świecie… Wsłuchiwanie się w siebie, w swoje potrzeby, marzenia i tęsknoty, do jakiego celu jestem powołany na ten świat, jest najważniejszym zadaniem. Podporządkowywanie się rozkazom tych, którzy wiedzą wszystko lepiej, najlepiej – jest rezygnacją z samego siebie, swojego potencjału, satysfakcji z życia. Szukanie własnej, niepowtarzalnej ścieżki… , a nie – niewolnictwo jest naszym powołaniem.
Słowa piosenki Chłopców z Placu Broni: „Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem”, mogłyby być także zawołaniem powstańców warszawskich.