W zalewie języka, który jest strumieniem agresji, w zalewie słów, których znaczenia poprzeinaczano – ma się ochotę uciec, uciec do pustelni, uciec do świata mądrych książek, do czasów studiowania, zacisza bibliotecznych regałów…
Przeraża – pewność siebie tych, którzy wiedzą, którzy wyrażają jedynie słuszną prawdę obiektywną… Ich impregnowanie na inność wszelaką… To przecież już było… Wierzyłam, że nigdy, przenigdy nie wróci…. Ta brzydota myśli i słów poprzekręcanych, a być może – także intencji…
Chce się więc uciekać….
Zanurzyć w języku „Książeczki o człowieku” Romana Ingardena, w języku „O szczęściu” Władysława Tatarkiewicza, czy „O sztuce miłości” Ericha Fromma. Przypomnieć sobie kazania i audycje radiowe z udziałem mojej niegdysiejszej miłości – księdza Józefa Tischnera, jego książki, „Jak żyć”, słowa Mistrza Eckharta, słowa Kazimierza Dąbrowskiego, wreszcie – Władysława Bartoszewskiego…
Józef Tischner… O nim ostatnio dużo myślę… Trochę dzięki „Tygodnikowi Powszechnemu”, który drukuje jego kazania… Był kiedyś duszpasterzem na Podhalu… Jak bogata – mimo swojej przerażającej materialnej biedy – była Polska, mając takich Nauczycieli jak Józef Tischner, Karol Wojtyła, Jerzy Popiełuszko….
Józef Tischner – ze swoją głęboką mądrością, szacunkiem do każdej istoty, ogromnym poczuciem humoru… Wrażliwością językową… Słuchanie, czytanie jego słów – to czysta poezja, czysta mądrość.
Bo nie jest tak, że forma jest tylko opakowaniem… Brzydota słów jest zawsze brzydotą myśli i odwrotnie…
Forma nie jest jedynie pustym opakowaniem. Forma znaczy. Forma ma sens. Piękna forma nie powinna być mylona z formą gładką, uładzoną, jakoś łatwostrawną. Bo najczęściej taka forma staje się parawanem dla pustki. Piękna forma powstaje w wyniku bolesnego procesu wyrażania siebie, wyrażania swoich rozterek, wyrażania swojego ducha, swoich myśli, przekształcania ich w materię języka (lub też – materię obrazu, dźwięku, ruchu ciała). Taka forma jest przejawem prawdy. Prawdy o nas, prawdy myśli, prawdy emocji…
Dawno, dawno temu, na progu stawania się dorosłym człowiekiem, wypisałam sobie dwa zdania dwóch bliskich mojemu sercu wybitnych humanistów. Jedno autorstwa Stanisława Brzozowskiego: „Trzeba przerosnąć swoje cierpienie i ból, by móc je wyrazić w formie trwalszej niż bełkot lub krzyk.” Drugie, właściwie trójzdanie, przeczytane w książce księdza Józefa Tischnera właśnie: „O człowieku nie można powiedzieć, że jest, albowiem człowiek jest w stadium ciągłego stawania się. Sens tego stawania się leży w tym, by człowiek z osoby, jaką jest przez swoją naturę, przekształcił się w osobowość, to znaczy, by doszedł do pełnego rozkwitu w swych władzach duchowych i cielesnych. Im bardziej człowiek jest osobowością, tym bardziej jest człowiekiem.”
Jest to zadanie, jakie stoi – moim zdaniem – przed każdym człowiekiem. I każdego prowadzi trochę inną, własną – nie stadną i nie nazbyt łatwą – drogą. Najpierw trzeba rozpoznać swój potencjał, swój charakter, swoje wewnętrzne pragnienia, dążenia, marzenia. Potem trzeba mieć odwagę pójść za nimi, wbrew wygodzie, wbrew dobrym radom, wbrew zewnętrznym nakazom. A potem trzeba doskonalić – to, co się robi, by było najbliższe temu, co w nas najlepsze.
Te dwie myśli towarzyszą mi przez całe życie. Próbuję je też implementować w umysłach i sercach, najpierw uczniów, a teraz – młodych nauczycieli, którzy rozpoczynają swoją zawodową przygodę w naszej szkole.
Teraz szczególnie nadszedł czas pracy nad sobą. Budowania własnego kręgosłupa moralnego, własnego wewnętrznego piękna, dobra i siły.
A dzisiaj mamy dwa powody do radości.
Wygraną polskich siatkarzy, a przede wszystkim – nasze narodowe święto – Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy! Zagrajmy z nią! Koniecznie!