Żyłam odważnie i według własnych scenariuszy. Odrzucałam obowiązujące schematy i stereotypy. Czułam się wolna. „Wydeptywałam swoje autorskie życiowe ścieżki”. Nie miałam oczekiwań wobec bliskich. Kochałam bezwarunkowo i bezgranicznie. Sercem podejmowałam najważniejsze decyzje. Byłam pewna, że miłość potężniejsza jest od lęku i śmierci. Życie smakowało mi bardzo, choć bywało trudne. Jerzy, Jola i Ewa nauczyli mnie, że trudności są po to, żeby znaleźć najlepsze rozwiązanie i czegoś istotnego przy okazji się nauczyć. I że nie ma sytuacji bez wyjścia. Sens przyświecał każdemu nowemu dniu.
Teraz ta ułuda rozwiała się jak mgła.
Wspominam, jak rok temu – pełni nadziei – wypiliśmy z Jerzym po kropelce szampana, życząc sobie dobrego nowego roku.
Teraz nie mam żadnych oczekiwań ani złudzeń. Żeby oddychać, słucham Deep Purple… W akcie heroizmu powtarzam sobie słowa Stanisława Brzozowskiego: „Trzeba przerosnąć swoje cierpienie i ból, by móc je wyrazić w formie trwalszej niż bełkot lub krzyk.” Brakuje mi narzędzi – nie umiem grać na żadnym instrumencie, a słowa są zbyt ciężkie i toporne, by cokolwiek wyrazić. Słucham więc mistrzów gitary. Próbuję roztopić się w dźwiękach…