ZBYSZEK JANAS WSPOMINA JURKA (spisane z wypowiedzi ustnej)

Moje wspomnienie o Jurku pochodzi z wczesnej młodości, a nawet z dzieciństwa. Chodziliśmy do tej samej szkoły podstawowej. Jurek mieszkał obok Arka Czerwińskiego. Tym, co zadecydowało, że zakumplowaliśmy się, była miłość do siatkówki. W tamtych czasach oczywiście żadnych boisk nie było. Na polu w pobliżu Jurka domu zrobiliśmy sobie sami boisko. Uczyliśmy się już wtedy w szkole średniej. Na tym boisku graliśmy namiętnie w siatkówkę. Jurek był najlepszy z nas po pierwsze dlatego, że był najwyższy i najsilniejszy. Grał też najbardziej profesjonalnie, chyba gdzieś tę siatkówkę trenował. Tam, gdzie Jurek był w drużynie, drużyna przeciwna nie miała żadnych szans. Pamiętam jedną taką historię, którą wszyscy bardzo przeżyliśmy, bo przecież wśród nas nie było nikogo, kto chciałby komukolwiek zrobić krzywdę. Jurek tak mocno ściął piłkę, że złamał rękę Arkowi Czerwińskiemu, zwanemu Czereśniakiem. Czereśniak był niski, ale nie był ułomkiem, był silny i sprawny. Nikt nie miał do nikogo pretensji, ale to wydarzenie pokazuje, jak namiętnie w tę siatkówkę graliśmy. Drugie moje wspomnienie pochodzi z okresu późniejszego, gdy w domu Arka Czerwińskiego przygotowywaliśmy się do matury. Problem polegał na tym, że przez pięć lat naszej szkoły średniej nie za bardzo się uczyliśmy. Szczerze mówiąc byliśmy strasznie słabymi uczniami. Pani profesor Majewska, nasza polonistka, z którą ja i moja żona Bogusia mamy kontakt do dziś, wspomina, że łobuzami byliśmy strasznymi, ale nie dało się nas nie lubić. Wagarowaliśmy namiętnie. Mieliśmy wiele godzin nieobecności, aż dziwne, że udało nam się ukończyć tę szkołę. Jurek był troszkę lepszym uczniem od nas dwóch. Natomiast matura to nie były żarty. Stan naszej wiedzy był opłakany. Wiadomo było, że trzeba tę edukację jakoś domknąć i – o dziwo! – potrafiliśmy się bardzo zmobilizować. Uczyliśmy się we trzech. Każdy z nas z czegoś był bardzo dobry lub lepszy od pozostałych. Wspólnie rozwiązywaliśmy zadania, bo oczywiście matematyka była dla nas najtrudniejsza. Uczyliśmy się też razem polskiego. Spędziliśmy w ten sposób około trzech miesięcy. Siedzieliśmy dniami i nocami. Rodzice Arka donosili nam jedzenie. Bardzo dbali o niego, więc i o nas też bardzo dbali. To był jedyny czas, kiedy ja na przykład naprawdę się uczyłem. Po raz pierwszy też zrozumiałem – a myślę, że dotyczyło to także moich kolegów – że trzeba współpracować, że trzeba się od siebie wzajemnie uczyć. Obecność kolegów mobilizowała do wysiłku. Jurek był bardzo dobry z matematyki, więc on nam bardzo pomagał, ale z geometrii analitycznej ja byłem najlepszy. Czereśniak był niezły z polskiego. Ja też zresztą nie byłem najgorszy. Tak się wspomagaliśmy i maturę wszyscy zdaliśmy. Potem długo to świętowaliśmy. Później nasze drogi się rozeszły, co jest bardzo naturalne. Każdy z nas gdzie indziej poszedł. Jurek poszedł na studia. My nie poszliśmy na studia. Zostaliśmy maszynistami kolejowymi. I była to – co ciekawe – nasza pasja. Dzisiaj bardzo dobrze to wspominam. Przez pięć lat byłem maszynistą. Potem pożeniliśmy się. Wyprowadziłem się z Międzylesia. Te nasze drogi rozeszły się i przez długi czas nie spotykaliśmy się. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Kiedyś chyba przez przypadek spotkałem Jurka i okazało się, że on mieszka na Ursynowie, że jesteśmy sąsiadami. Mając na uwadze te nasze wspólne dobre wspomnienia i to, że Jurek jest bardzo sympatycznym, otwartym człowiekiem, nawiązaliśmy kontakt. Jurek w tym czasie prowadził poważny biznes, firmę. Pomógł też nam, czyli Unii Wolności. Bezinteresownie, społecznie zrobił remont w siedzibie partii. Pamiętam jego spotkanie z Leszkiem Balcerowiczem. Każde spotkanie z Leszkiem Balcerowiczem robi wrażenie. Ale też pamiętam, że po spotkaniu Leszek powiedział mi – „Słuchaj, to jest twój kumpel? Bardzo fajny człowiek. Może by się do nas przyłączył”. Jurek jednak nie miał temperamentu politycznego, więc się nie włączył. Natomiast w późniejszym okresie, kiedy już nie byłem posłem, Hania i Jurek prowadzili szkołę, takie bardzo fajne liceum uczące otwartości, europejskości. Kilkakrotnie byłem na spotkaniach z tą młodzieżą. Dla mnie spotkania z młodymi ludźmi zawsze są bardzo ważne, ale tamte były szczególnie ważne, bo byli tam Hania i Jurek, a młodzież, którą oni tam mają, jest wyjątkowa. Tam też poznałem Artura Wolskiego. Potem wielokrotnie występowałem na organizowanych przez niego w kinie Atlantic spotkaniach. Bardzo to był dla mnie trudny dzień, kiedy dowiedziałem się, że Jurek umarł. Bo był sportowcem, człowiekiem – wydawało się – nie do zniszczenia. Silny, zdrowy, wysoki. Życie potrafi zrobić niezły kawał. Na dodatek nie mogłem wziąć udziału w pogrzebie. Ale jesteśmy umówieni z Hanią, że gdy tylko zostaniemy zaszczepieni, pojedziemy zapalić znicz na jego grobie. Szkoda, że Jurek odszedł. Ale wspominam go i będę wspominał najlepiej, jak tylko jest to możliwe

Leave a Reply