WSZYSTKO O MOICH ZMARŁYCH

Na pewno nie ma ich na cmentarzu…

Jureczek po raz pierwszy po 13 stycznia 2021 r. objawił mi się w mieszkaniu na Ursynowie, ale gdy tylko zaczęłam pomieszkiwać w nowym domu na wsi, zdecydowanie przeniósł się właśnie tam.

Nie wykazuję inicjatywy. Nie przywołuję go. Staram się też nie oczekiwać jego obecności i nie odczuwać smutku, gdy się nie pojawia, co zdarza się raz na jakiś czas. Nawiązuje ze mną kontakt z własnej inicjatywy. Czasami wita mnie od progu, gdy przyjeżdżam na wieś. Innym razem zaczepia mnie na różne sposoby. Zawsze z poczuciem humoru. Czuję wtedy jego uwodzicielski uśmiech. Za każdym razem wywołuje to także mój uśmiech albo wręcz śmiech. Znów czuję się kochana. Znów czuję się kobietą.

Czuję Jurka także w „naszej” muzyce. W utworach, które towarzyszyły naszej miłości. Gdy gram na gitarze, wiem, że sprawia mu to przyjemność. Gram właśnie „nasz” repertuar.

Jest też obecny coraz bardziej w moim myśleniu. Dzięki temu udało mi się zaplanować i zorganizować wizytę najbliższych w Polsce. Pilnowałam się trudnego dla mnie założenia: „gorące serce, chłodna głowa”, dzięki czemu wszystko przebiegło w nadspodziewanie korzystny dla mnie i dla rodziny sposób. Wiele razy, także w sytuacjach zawodowych, łapię się na tym, że mówię jego słowami albo mam pomysły, które tak naprawdę są jego, a nie moimi, pomysłami. Mówię wnuczętom, że jestem babcią i dziadkiem jednocześnie. Powinnam też ogłosić wszystkim, że jestem jednocześnie Hanią i Jurkiem.

Z kolei mama siedzi sobie spokojnie na kanapie w mieszkaniu na Ursynowie. Jest mało aktywna, ale czuję, że – tak jak za życia – podziwia mnie. Odbieram jej akceptację, wsparcie i czasami zachwyt. Cieszy się, gdy ktoś mnie odwiedza i siada na kanapie obok niej  – zawsze to dla niej jakieś urozmaicenie 🙂

Z pozostałymi zmarłymi bliskimi mam kontakt okazjonalnie. Śmiech taty słyszę, gdy zdarza mi się przemawiać. W dzieciństwie i młodości odczuwałam bliską obecność mojej babci Marysi z Gierynów Tomaszewskiej. Częściowo dźwigałam także jej tragedię i cierpienie. Potem udało mi się od nich wyzwolić.

Zupełnie niezwykłym momentem w moich kontaktach ze zmarłymi było tworzenie drzewa genealogicznego. Pierwszy raz w 2005 r. , podczas pracy nad albumem na dwudzieste urodziny córki. Zaczęłam spisywać wtedy różne rodzinne historie i czułam wyraźnie presję: „No dalej, opisz jeszcze to! Co tak krótko?! Te sytuacje nie mogą ulec zapomnieniu! Nie leń się! Pisz!” Efektem zmasowanej aktywności zmarłych stała się – dedykowana Kasi – książka „Jesteś bramą”. W trakcie jej pisania czułam obecność zmarłych niemal namacalnie. Stali za moimi plecami. Zaglądali przez ramię. Nie pozwalali odejść od komputera. Nie pozwalali zasnąć. Domagali się spisania absolutnie wszystkiego. Byłam wykończona. Prawie ich znielubiłam. W trakcie pracy nad tym tekstem odnowiłam relację z ciocią-babcią Janką Roguską, ważną dla mnie osobą, która zajmowała się mną przez dziewięć lat mojego dzieciństwa. Dowiedziałam się wtedy o jej bohaterskiej przeszłości i doprowadziłam do jej dekonspiracji. Było to przejmujące i niezwykłe doświadczenie.

Nad rozbudowaną wersją drzewa genealogicznego pracowałam także przez ostatnie miesiące. Najpierw – z moim kuzynem Piotrem Gierynem, który przechowuje wykonane ręcznie przez naszego wujka Anatola Gieryna  drzewo genealogiczne rodziny Gierynów. Potem – z zięciem, który wykorzystał internetowe programy do tworzenia drzewa i stworzył nieedytowalną wersję składającą się z ponad tysiąca nazwisk. Była to mordercza i wyczerpująca praca. W końcu – z Martą Pokorską, która wykreowała przepiękny graficzny projekt relacji rodzinnych moich wnucząt. Ten szczęśliwie został wydrukowany i zawisł na ścianie w domu na wsi, ciesząc oczy i budząc zainteresowanie nie tylko najbliższych i zapewne nie tylko żyjących 🙂 Sądzę, że ci ostatni są mi naprawdę wdzięczni, choć przepiękny efekt pracy Marty, Pawła, Piotra, wujka Tolka i mojej dedykowany jest przede wszystkim Tadziowi, Tosi i Juliankowi. Dzieci były bardzo zainteresowane połączeniami-łodyżkami, ale w pełni docenią drzewo nieco później.

Czuję, że nasi zmarli naprawdę nas potrzebują. Chcą współpracy z nami. Kontaktów. Chcą stałej obecności w naszych myślach i sercach. Oni żyją i czują. Są szczęśliwi, gdy udaje nam się zrealizować ich marzenia i plany, dokończyć to, czego nie zdążyli zrobić sami. Mogą być i tu, i tam, i być może – jeszcze gdzieś. Nasza wnuczka, żegnając się ze mną na lotnisku, powiedziała: „Będę za tobą tęsknić. Ale za dziadkiem – nie, bo on będzie z nami, ale też zostanie z tobą”. Miała rację – Jurek bywa ze mną, bywa z nimi, bywa tam i tu, i jeszcze gdzieś, gdzie dołączymy do niego po naszej śmierci…

Na pewno nie ma go na cmentarzu. Tam jest tabliczka i kwiaty… I nic więcej…

Leave a Reply