Wspominając nasz jednodniowy tegoroczny pobyt w Koszelówce myślę o pewnym pięknym dużym oku w szparze drzwi wieczorową porą, o tajnym kodzie porozumiewania się z 0707, o poszukiwaniu pewnego małego kapcia, o cieple i serdeczności emanujących z nauczycielek, o niezliczonych pomysłach – matematyce i angielskim na kocach w lesie, o dzieciach opatulonych w koce, czytających książki na pomoście nad jeziorem …
I jeszcze – cudowny – jak zwykle w Koszelówce – zachód słońca…. Trzy rodziny dzikich gęsi z dziećmi, perkozy, łabędzie i niekończące się ptasie koncerty… Życzliwość „załogi” ośrodka….
Przyjemny przerywnik… Także dla naszej suczki, otoczonej w Koszelówce uwielbieniem dzieci…
Teraz oglądam, kolejną godzinę, pokaz niezliczonej ilości slajdów.. Ile ich jest… Sto? Dwieście? Trzysta? Są zachwycające, szczególnie te ze skansenu w Sierpcu, a zwłaszcza te – na łące. Uśmiechnięte, szczęśliwe, jakby natchnione buzie – a wokół dzika zieleń, przestrzeń, słoneczny blask. Emanują wolnością, swobodą i niepohamowaną radością… Twarze dzieci i nauczycielek… Miło popatrzeć…