Bycie babcią niewątpliwie ma wpływ na odbiór sztuki! Z całej wystawy Józefa Chełmońskiego w Muzeum Narodowym najbardziej podobały mi się dwa obrazy: „Wnętrze chaty na Polesiu”

i „Matula są”

Chełmoński należał na grona ulubionych malarzy mojej mamy. Mnie był dosyć odległy. Może przyczyną tego stanu rzeczy był fakt, że w PRLu reprodukcje jego „Babiego lata”, „Bocianów” czy „Orki” wisiały – obok „Słoneczników” van Gogha – niemal w każdym mieszkaniu i w każdym lokalu usługowym (np. u szewca). Obrazy Chełmońskiego można też oglądać w radziejowickim pałacu… Jednak – może z racji złego oświetlenia lub też braku konserwacji – wydają się jakieś takie poszarzałe, pozbawione blasku…
Natomiast te, zaprezentowane w Muzeum Narodowym, są pełne życia i ekspresji. Robią wrażenie pomimo tłumów, przez które trzeba się przeciskać, i braku powietrza (choć klimatyzatory pracują pełną parą!).
Z przyjemnością oglądałam „Sielankę” i „Skowronka”

Z absolutnym zachwytem – „Kuropatwy”

i rozpędzone zaprzęgi końskie

Wystawa robi wrażenie. Choć nie lubię tłoku – cieszę się, że ją zobaczyłam.