WIELOŚĆ PORZĄDKÓW i NAZYWAM SIĘ CZERWIEŃ

Obejrzeliśmy dwie wspaniałe wystawy w sopockiej Państwowej Galerii Sztuki. Najlepsze nawet i najbardziej zbliżone wielkością do oryginału zdjęcie nie może przekazać nam wibracji obrazu. Może jedynie przywołać wspomnienia z galerii sztuki. Czasami zdarza się takie święto obcowania z wielką sztuką w oryginale.

Na wystawie „Wielość porządków. Od Cybisa do Strzemińskiego” wyeksponowane są prace najwybitniejszych polskich twórców z ostatnich stu lat. Na wprost wejścia przykuwa uwagę praca „W wieczornych światłach” Jerzego Tchórzewskiego, a tuż obok – utrzymane w podobnej granatowo-pąsowej kolorystyce, pełne grozy, drapieżne „Czyhanie na gwiazdę”.

Po lewej stronie od wejścia dosłownie ściągają mnie do siebie jak magnes obrazy Tadeusza Kantora i Jerzego Nowosielskiego. Kantor należy do moich ulubionych artystów, zarówno jako malarz, jak i – twórca teatralny. Miałam to szczęście, że byłam na przedstawieniu Teatru Cricot 2 pt. „Wielopole, Wielopole…” Było to przełomowe, formujące doświadczenie w moich kontaktach ze sztuką. Na sopockiej wystawie zauroczyło mnie „Las Vegas” z 1957 r. oraz o dziesięć lat późniejsze „Emballage Blanc”.

Dalej przykuwają moją uwagę wielkoformatowe dzieła Leona Tarasewicza i Hanny Krzetuskiej.  Pasie oczy eleganckim pięknem „Martwa natura z butelką i kwiatami w białym dzbanku” Artura Nacht-Samborskiego. Bawi – „Powrót ze snu” Kazimierza Mikulskiego. Najwięcej czasu spędzam przed „Przedmiotami” Jana Tarasina, utrzymanym w ciemnozielonej kolorystyce obrazem „do odkrywania”, na którym można dostrzec zarysy, odciski różnych przedmiotów lub ich fragmentów jakby zatopionych w farbie…

Tytuł drugiej wystawy mówi sam za siebie. Tutaj wspólnym mianownikiem wszystkich przedstawionych prac jest czerwień. Kolor mocny, dynamiczny, który nigdy nie jest neutralny, zawiera natomiast wiele sensów symbolicznych, kojarzony może być z krwią, ogniem, gwałtownymi emocjami i takimiż czynami. Wchodzimy do sali, a tam obrazy dosłownie krzyczą. Najmocniej dwa – Wojciecha Weissa „Studium kryzysu” z 1934 r., które antycypują wszystkie potworności, które wydarzą się już za kilka lat… Niepokoi również „Kompozycja czerwona” Jonasza Sterna. Zaskakuje „Portret Katarzyny II” Krzysztofa Nowickiego. Wzrusza projekcja „Początek” Anny Barlik. Zachwyca „Queen, Orange with Black” Magdaleny Abakanowicz. Na obu wystawach uwagę przykuwają prace Wojciecha Fangora, mistrza uzyskiwania niezwykłych efektów optycznych.

Tytuł wystawy „Nazywam się Czerwień” wzięty jest z powieści Orhana Pamuka o tym samym tytule. Język literatury i język obrazu wynikają niekiedy z podobnej wrażliwości. Innym świetnym przykładem na to jest przytoczony we wstępie do katalogu z wystawy, napisanym przez Bogusława Deptułę, wiersz Stanisława Barańczaka „Na tej czereśni czerwień, na jej krwawe włókna”, który także jest zaproszeniem do podróży w – niepokojąco gwałtowną – czerwień tym razem – czereśni…

Leave a Reply