Trwa dyskusja o przemocy w szkole i w sieci. Zalewa nas fala agresji i chamstwa, w życiu codziennym, życiu publicznym i w Internecie. „Zadziobywanie innego” jest pewnie zjawiskiem starym jak świat, ale poziom tego zjawiska, jego intensywność, dzięki nowym mediom, gwałtownie wzrosły. Czytamy i słuchamy wiadomości o dramatach nastoletnich osób, które nie wytrzymują presji i w taki lub inny sposób rezygnują z istnienia.
Pojawiają się dyskusje – o potrzebie surowszego karania, uświadamiania młodym ludziom, że prześladowanie i obrażanie ludzi jest przestępstwem. Wielu chce większej aktywności, surowości i determinacji policji i sądów. Inni postulują większą wrażliwość i uwagę w „wyłapywaniu” potencjalnych „kozłów ofiarnych” i chronienie ich, dawanie im wsparcia przez profesjonalistów.
Moim zdaniem sukces walki z przemocą nie tkwi w koncentrowaniu działań na prześladowcach i ich ofiarach. Powodzenie w tworzeniu środowisk wolnych od przemocy można osiągnąć kierując uwagę na milczącą i bierną większość.
Relacja: kat-ofiara ma miejsce na forum – klasy, szkoły, profilu społecznościowego. Czyjś prześmiewczy komentarz na temat czyjejś fryzury, zachowania, butów trafia do wielu.
Wystarczyłoby, żeby ktoś zaprotestował, wyśmiał, zastopował… Ktoś jeden, ktoś drugi, trzeci… Sytuacja wygasłaby. Sama. Bez ingerencji psychologów i innych dorosłych.
Jednak nieczęsto się to zdarza. Ktoś wyśmiał czyjąś fryzurę. Za moment może skrytykować publicznie mój plecak lub model samochodu moich rodziców, albo mój wynik ostatniej klasówki z matematyki. Siedzę więc cicho, żeby nie rzucać się w oczy. Patrzę, jak „zadziobują innego”. Cieszę się, że nie trafiło na mnie.
Taka postawa jest, niestety, normą we współczesnych szkołach.
Winę ponoszą za to dorośli i ich oczekiwania wobec dzieci. System wartości, które im przekazują. „Oczekuję, że w przyszłości poradzisz sobie w życiu i zarobisz na utrzymanie.” „Musisz być lepszy od innych albo co najmniej taki jak większość, żeby się utrzymać na powierzchni.” „Widzisz, twój kolega z klasy dostał 100% z testu, a ty tylko 80%.” „Martwię się, co z tobą będzie”.
Wychowanie podszyte jest lękiem. Rodzice chcą dowodów, najlepiej liczbowych, czarno na białym, że dziecko „daje radę”. Mają więc silne wewnętrzne pragnienie, by dziecko było testowane, diagnozowane, sprawdzane. Porównują wyniki swojego dziecka z jego rówieśnikami. Komentują. Presja, której podlega dziecko, jest nie do wytrzymania! Kolega staje się rywalem. Jeśli jest słabszy, zasługuje na pogardę. Jeśli jest mocniejszy, budzi zawiść. Czekamy, aż się potknie. Empatia umiera. Inny staje się zagrożeniem, konkurentem w wyścigu po sukces. Lęk, cierpienie i samotność są ogromne.
Agresja zaś jest inną twarzą lęku.
Są szkoły, w których dzieci nie mogą mieć wolnego czasu. Natychmiast zaczynają sobie robić nawzajem krzywdę.
Będą ją sobie robić przy każdej nadarzającej się okazji – w klasie, na wycieczce, także – w sieci…
Uważam, że za przemoc i agresję odpowiadają dorośli, ze swoim lękiem i swoimi oczekiwaniami. A także system tradycyjnej edukacji z testami i porównywaniem wyników uczniów.
Jakie jest wyjście…
Dopóki pragniemy, by nasze dzieci były grzeczne i otrzymywały wyłącznie stuprocentowy wynik z wszystkich testów na świecie, nie widzę ratunku.
Pozagryzamy się wzajemnie! Jak amen w pacierzu!
Ratunek widzę w przesunięciu wychowawczych akcentów na trzy cechy: empatię, odwagę i niezależność sądów.
Trzeba je wzmacniać od małego.
Małych ludzi warto uczulać, że inny, drugi też odczuwa ból, lęk, tęsknotę, smutek, i że nie ma niczego przyjemniejszego niż poprawić komuś humor, ulżyć w cierpieniu, przynieść ukojenie.
Trzeba wzmacniać w nich przekonanie, że co prawda wszyscy jesteśmy ludźmi, czujemy podobnie, ale jednak każdy z nas ma przed sobą inną drogę, inną misję do wykonania. Dla jednego najważniejsza jest muzyka, dla innego matematyka… Trzeba poczuć to w sobie… Rozpoznać, nazwać własne tęsknoty, pragnienia, potrzeby. Mieć odwagę pójść za nimi… Przyznać się do nich. Pokazać je światu. Oddać się im bez reszty. Mieć odwagę wyznać, że co prawda mój kolega uważa, że najpiękniejszy jest kolor czarny, to ja jednak mam ogromną chęć ubierania się na różowo, czy to się komuś podoba, czy nie… Mam do tego prawo. I jeśli zobaczę, że ktoś szydzi z osoby, która ma nietypowe sznurowadła czy piórnik, powiem – daj spokój, ma prawo i już. To będzie norma. Ma prawo mieć włosy, jakie chce, nogi, jakie ma, i ulubioną archaiczną zakładkę do książek. Ma prawo zarówno do 100% jak i do 10% z testu. Bo to jest tylko jakiś test. Jakieś narzędzie. A nie – pełna, przez wszechwiedzącego wykonana – ocena człowieka.
Każdy z nas jest wyjątkowy. Przyznać się, że jestem wyjątkowy właśnie w swój specyficzny sposób, to pokazać swoją niepowtarzalną moc. I choć co prawda większość w sobotę imprezuje, to ja nie mogę spać z powodu pewnego biologicznego eksperymentu i czuję wewnętrzny imperatyw, żeby przez cały weekend siedzieć w domu i robić pomiary wzrostu pewnej rośliny w ściśle określonych warunkach, pod groźbą, że ktoś ze mnie zażartuje w poniedziałek i rzuci szydercze: „ty, naukowiec”. Więc niech sobie żartuje! Będzie wesoło. Mam prawo mieć inne potrzeby! Mam prawo je realizować! Bo to jest mój scenariusz, moje życie! A recenzenci mnie nie obchodzą!
Potrzebne jest wzmacnianie takich postaw – niezależności, odwagi i empatii!
Empatii, odwagi i niezależności!
Jest to zgodne z profilem ucznia IB, z filozofią PYP, MYP, DP.
Jeśli tak ustawimy wychowawcze akcenty, przemoc się skurczy. Nie będzie biernych, bo zalęknionych, obserwatorów relacji: kat – ofiara. Będzie reakcja. Normą stanie się różnorodność jako przejaw wewnętrznej mocy indywidualistów. Indywidualistów, którzy wszelako świetnie pracują w zespole i w ten sposób dowiadują się, że ludzie się wzajemnie uzupełniają i że efekt pracy grupy przy wykonywaniu złożonego zadania zawsze przewyższa możliwości poszczególnych jej członków.
Musimy się na tym skoncentrować w nadchodzącym roku szkolnym.