W oficynie Wydawniczej „Impuls” ukazał się właśnie zbiór pt. „Edukacja alternatywna na rzecz demokratyzacji procesu kształcenia”, który jest zapisem wystąpień z VII Międzynarodowej Konferencji „Edukacja alternatywna – dylematy teorii i praktyki”.
Rozpoczyna go tekst Zofii Agnieszki Kłakówny o znamiennym tytule – „Czy polska szkoła ma szansę na zmianę?”. Wnioski z jego lektury nie są optymistyczne. Zdaniem autorki „nasza dzisiejsza szkoła, charakteryzowana za pomocą czterech wyliczonych w pierwszym akapicie epitetów [publiczna, masowa, powszechna, ogólnokształcąca], w masie nie spełnia niczyich oczekiwań. Jest do niczego. Stała się w zasadzie przechowalnią dla dzieci i młodzieży w wieku nieprodukcyjnym.”
Problemem jest traktowanie ucznia jako przedmiotu, a nie – podmiotu nauczania, a także przeprowadzane od dwudziestu lat pozorne reformy systemu edukacji, które „…zastępują brak głębokiego namysłu nad istotą szkoły we współczesnej sytuacji kulturowo-cywilizacyjnej”.
Autorka powołuje się na raport ogłoszony w 2012 r. przez Unijną Grupę Ekspertów do spraw Umiejętności Czytania i Pisania, z którego wynika, że co piąty mieszkaniec Unii Europejskiej jest rzeczywistym analfabetą. A ponieważ większość dorosłych z tej grupy jest gdzieś zatrudniona, „…powstaje pytanie o charakter oraz jakość wykonywanych przez nich prac.” „Dalsze partie raportu wskazują, że w żadnym razie nie chodzi tylko o techniczną sprawność czytania i pisania, … chodzi o twórczą postawę wobec wszystkiego, co ludzie w świecie robią, bo to wpływa na miejsce i rolę ich kraju w relacji do innych, wyzwala innowacyjność… Twórcza postawa wobec świata zależy bezsprzecznie od umiejętności krytycznego czytania…” Autorka krytycznie pisze o e-podręcznikach, o przygotowaniu nauczycieli do zawodu oraz o sprzeczności między szkołą i kulturowym jej kontekstem, a także – kwestionuje standardy badania PISA.
Stanisław Dylak, Anna Wiśniewska i Mateusz Leszkowicz przedstawili ciekawą koncepcję strategii kształcenia wyprzedzającego. Zaczynają swój tekst od kilku pozornie niezwiązanych ze sobą twierdzeń, takich jak:
- W Akademii Ateńskiej oraz na średniowiecznych uczelniach ważną metodą dochodzenia do wiedzy był dialog, dysputa;
- Ludzie młodzi są często inicjatorami zmian społecznych, rewolucji;
- Zmiany towarzyszą człowiekowi od zawsze;
- „Od ponad dwustu lat szkoła nie uległa istotnym zmianom pod względem organizacji i paradygmatu – młodzież stłoczona w klasach jak boksy, wypuszczana na kilkanaście minut przerwy, czeka na prawdziwe, niepodważalne słowo nauczyciela… W ciągu tych lat nie pokuszono się o wprowadzenie w życie postulatów licznych pedagogów – teoretyków i praktyków.”
- „Przekonanie o przekazywaniu wiedzy jest sprzeczne z konstruktywistyczną interpretacją samej wiedzy.”
- „… mózg działa zgodnie z zasadą: użyj albo wyrzuć…”
Następnie przedstawiona zostaje strategia kształcenia wyprzedzającego, która oparta jest na czterech fazach: aktywacji (uczniowie zbierają informacje na dany temat), przetwarzania (uczniowie wykonują zadania, wykorzystując zebrane informacje), systematyzacji (uczniowie prezentują wyniki swojej pracy, a nauczyciel uzupełnia i modyfikuje dane), ewaluacji.
Druga część zbioru poświęcona jest pedagogice Janusza Korczaka. Dawid Misiak pisze o prawie dziecka do indywidualizmu edukacyjnego. Krytykuje „edukację całych klas”, w której wszyscy uczniowie uczą się razem tego samego przedmiotu w tym samym czasie i tempie. Omawia ideę planu daltońskiego, stworzoną około 1905 r. przez amerykańską nauczycielkę Helenę Parkhurst, pedagogikę Marii Montessori, opartą na maksymie: Pomóż mi zrobić to samemu” oraz antropologię pedagogiczną Janusza Korczaka.
Anna Bystrzycka w swoim tekście: „Janusz Korczak – rzeźbiarz duszy dziecięcej” cytuje Starego Doktora: ”Twórczości w pedagogach szukałbyś na próżno, są względnie sumiennymi wykonawcami instrukcji, wydanych dla nich przez starszych urzędników ministerium oświaty.” To zdanie, napisane w 1909 r. po wizycie w pewnej szkole, może stanowić ostrzeżenie także dla współczesnych nauczycieli.
W drugiej części znalazł się także tekst naszych dwóch nauczycielek: Kingi Chmiel-koordynatorki PYP i Angeliki Maj-koordynatorki MYP i Curriculum, jedyny w książce artykuł nauczycielek nie akademickich, lecz – szkolnych – „Podmiotowość dziecka w procesie nauczania, czyli porównanie myśli pedagogicznej Janusza Korczaka z filozofią International Baccalaureate Organization”.
„Celem artykułu jest ukazanie punktów wspólnych zasad pedagogicznych głoszonych przez Janusza Korczaka oraz założeń systemu stworzonego przez IBO. … te dwie szkoły myślenia o nauczaniu i wychowaniu są współcześnie wciąż mało znane. Pedagogika korczakowska wydaje się zapomniana, anachroniczna, a sam Korczak funkcjonuje w powszechnej świadomości jedynie jako bohater wojenny.” System IB kojarzony jest, niestety, z nabywaniem umiejętności językowych i kształceniem elit.
Tymczasem jest wiele podobieństw w podejściu do ucznia i edukacji w obu tych systemach. Oba są oparte na przekonaniu, że dziecko chce i umie być samodzielne, jest z natury żądne wiedzy, refleksyjne i kreatywne, lubi stosować się do zasad, jeśli je rozumie i akceptuje. Pragnie doświadczać i eksperymentować. Każde dziecko jest inne. Trzeba je poznać i zrozumieć. Trzeba pozwolić mu pracować w grupie, uczestniczyć w projektach badawczych i angażować się w życie społeczne.
Część III publikacji nosi tytuł: „Pedagogika alternatywna w praktyce”. Znalazłam tam garść znamiennych cytatów:
- : „ … system edukacji skupia się na teraźniejszości, a w zbyt małym stopniu na przyszłości. W zbyt dużym stopniu skupia się na bitach wiedzy, informacji i „zdawalności” niż na radzeniu sobie i stosowaniu wiedzy… W zbyt dużym stopniu skupia się na sobie, a nie na osobie uczącej się.”
- „ Polska szkoła… tak mocno nastawiona jest na realizację programów i podstawy programowej, a także na mieszczenie się w ustalonych standardach, że wzmacnia bardziej postawy rywalizacyjne niż wspólnotowe.”
- „Nie da się dziś uniknąć wychowawczej pracy z uczniem, który – otoczony kulturą masową – uczy się głównie tego, co powinien posiadać, a nie jakim człowiekiem być.”
- „… uczenie się powinno się opierać na pozytywnych emocjach. Strach i obawa mogą wprawdzie wywołać krótkotrwałą poprawę zapamiętywania, ale długofalową prowadzą do… negatywnych skutków przewlekłego stresu.”
- „Każdy nauczyciel, jako podmiot, ma potencjalną szansę na rozwój osobisty w swoim zawodzie.”
- I niestety – „Jest tylko 1% twórczych pedagogicznie nauczycieli…”
- „Przyszłość polskiej edukacji należy … do nauczycieli twórczych, którzy najpierw budują siebie od podstaw, krok po kroku.”
Rodzą się bolesne pytania…
Co może 1% nauczycieli, nawet bardzo twórczych…
Czy ten 1% twórczych osób dotyczy tylko nauczycieli…
Czy może jest, niestety, tak, że w ogóle 1% ludzi – nauczycieli, ministerialnych urzędników, rodziców rozumie, na czym polega dobra edukacja…
Jaki procent dorosłych w wieku tak zwanym produkcyjnym ma w ogóle wewnętrzną potrzebę „budowania siebie od podstaw, krok po kroku” …
Jaka jest szansa na właściwe kształcenie nauczycieli, skoro cały nasz system edukacji, także wyższej oparty jest na zaliczaniu pisemnych egzaminów testowych, a nie – na relacji: mistrz-uczeń, nie – na dialogu, dyskusji, debacie.
Jak sprawić, by do pracy w szkołach trafiała ponadprzeciętna liczba kreatywnych osób…
Czy sprzyja temu zbiurokratyzowany, łatwy do manipulacji, system awansu zawodowego nauczycieli…
Czy rzeczywiście jest tak, jak radzą niektórzy, że dobrą edukację należy serwować „opakowaną” w krzykliwe – liczne i elitarne „zajęcia dodatkowe” i stuprocentowe wyniki wszelakich, lepszych lub gorszych, testów, żeby stała się „chodliwym towarem” na edukacyjnym „rynku”…
Mam kłopot. Obiecałam sobie, że ten blog będzie zawierał wyłącznie pozytywne treści…
Może więc nie jest tak źle… Może te fatalne oceny polskiej szkoły i polskiego społeczeństwa biorą się z maksymalizmu i nadmiernej pryncypialności intelektualistów zajmujących się edukacją…
Może więc – nie 1%, a 5 albo 10…
Czy wtedy mielibyśmy szansę na rozwój, na skok cywilizacyjny…
Bo w końcu trafiają się wyjątkowi nauczyciele i wyjątkowe programy…
W naszej szkole jest ich całkiem sporo…
Dobrze, że są! Dobrze, że mają chęć zastanawiać się nad sensem swojego życia, sensem swojej pracy, rolą edukacji, jej skutecznością. Dobrze, że mają energię i chęć dzielić się swoimi doświadczeniami na konferencjach naukowych poświęconych uczeniu i wychowaniu.
Dobrze, że udaje nam się realizować nieopłacalnie drogi, nadmiernie trudny program IB, czasem wbrew ogólnym oczekiwaniom.
Dobrze, że nie jesteśmy sami.
Dobrze, że powstają przedszkola i szkoły Montessori.
Dobrze, że istnieją szkoły steinerowskie.
Dobrze, że dynamicznie zwiększa się na świecie liczba szkół IBowskich, zwłaszcza tych, które realizują PYP i MYP, programy przeznaczone dla dzieci i młodszej młodzieży. Bo w nich nikt aż tak bardzo nie myśli o dyplomie końcowym i liczbie punktów na nim, w przeciwieństwie do liceów, uczących zgodnie z Diploma Programme.
Dobrze, że Ministerstwo Edukacji znalazło środki, by w publicznym gimnazjum przy Liceum im. Kopernika wprowadzić MYP. Zapewne tej szkole uda się to, czego nie udało się nam – wykreować w Warszawie modę na MYP.
Jest dobrze. Trzeba się tego trzymać i robić swoje.