Pięć lat temu wydawało mi się, że z grubsza wiem… Jak działa świat… Jak działa ludzka psychika… Co jest dobre… Co jest złe… Kim jestem…
Byłam szczęśliwą – och, jakże szczęśliwą!!! – żoną… Szczęśliwą mamą i teściową… Ogromnie szczęśliwą babcią… Planowałam, cieszyłam się, pławiłam w pięknym, rodzinnym obrazku… Łudząc się, że kojąca przewidywalność trwać będzie wiecznie… Choć czasami zdarzało mi się odczuwać panikę, że życie stało się jakieś takie niepokojąco łatwe i miłe…
Teraz wiem, że nic nie wiem! Szybko zmądrzałam! Podejrzewam jedynie, że życie jest zagadką z pogranicza snu i jawy, i jego sensu my – śmiertelnicy nie jesteśmy w stanie ogarnąć rozumem. Po prostu nie mamy takich narzędzi. Płynę w wartkim strumieniu niejasnych emocji, zmiennych relacji, zaskakujących zwrotów akcji… Nie próbuję niczego definiować ani zatrzymywać… Ani nawet – ogarniać rozumem… A jeśli nawet, to i tak wiem, że dzieje się tak z głupiego, niegdysiejszego nawyku, który prowadzi donikąd.
Teraz jest moment na przyspieszone pogłębianie relacji z wnuczętami… Budowanie nowej jakości tej miłości… Ważna chwila, ważna wymiana – dawanie i branie. Fascynująca! Rozwijająca świadomość!
Nie pytam już o jutro… To, co teraz, trwać będzie wiecznie… We mnie, w Tadziu, w Tosi…
Tak jak trwam wciąż w Jurku… Tak jak Jurek trwa we mnie… Tak jak trwa w dzieciach…
Tylko to, co ulotne, zmienne, niejasne – jest wieczne… Jakieś uważne spojrzenie… Czułość… Zwierzenie… Przełamanie trudności – razem… Dodanie otuchy… Poczucie bliskości… Wspólny śmiech… Ulotny nastrój przeżywany razem…
Tylko miłość…