Jeśli wczoraj czytelnikiem mojego bloga stał się przypadkiem rodzic ósmoklasisty, pomyślał pewnie – „O czym ona u diaska pisze? O jakiej maturze IB PYP?! Co to za mało poważna wystawa?! Przecież trwa właśnie najważniejszy egzamin – egzamin ósmoklasisty!!! Od niego zależy przyszłość absolwentów szkoły podstawowej! On jest właśnie odpowiednikiem „prawdziwej” matury!”
Wiele lat temu byłam gorącą orędowniczką zewnętrznych egzaminów, które miały być narzędziem w ocenie pracy szkół. Idea była taka, że miał być egzamin szóstoklasisty, egzamin gimnazjalny i matura. Kuratoria lub współpracujące z nimi instytucje miały badać przyrost umiejętności i wiedzy każdego ucznia na każdym z tych trzech etapów edukacyjnych, i na podstawie tzw. edukacyjnej wartości dodanej typować szkoły najmniej i najbardziej efektywne. Najmniej efektywne – publiczne i niepubliczne – miały być likwidowane. Idea ta wydawała mi się bardzo słuszna. Cieszyłam się z wprowadzanych zmian. Uważałam, że zminimalizują one uznaniowość ocen szkolnych, lizusostwo i korupcję w szkole.
Co mamy teraz… Egzamin ósmoklasisty… Liczy się wynik zewnętrznego testu na koniec ósmej klasy. Na tej podstawie oceniane są szkoły. Władze oświatowe i rodzice kandydatów do danej placówki oczekują od niej jak najlepszych wyników. Na ich podstawie tworzone są rankingi „najlepszych” szkół. Na ich podstawie oceniani są też uczniowie. Od tych wyników zależy, do jakiego liceum zostaną przyjęci.
To powoduje społeczną aberrację. Szkoły, aby uzyskać najlepsze wyniki, w ostatnim roku nauki, a w skrajnych przypadkach – w dwóch ostatnich latach ograniczają jakiekolwiek atrakcyjne aktywności, ćwicząc w nieskończoność rozwiązywanie testów egzaminacyjnych. Jeśli przyjmują uczniów „słabszych”, z „orzeczeniami”, to tylko pod warunkiem przystąpienia przez nich do egzaminu ósmoklasisty w drugim terminie. W pierwszym – mają dostarczyć zwolnienie lekarskie. Wyniki egzaminów przeprowadzonych w drugim terminie nie liczą się w rankingach. Dochodzi do działań nieetycznych, podejmowanych przez szkołę, dla której liczy się wyłącznie miejsce w rankingu. Bo tylko na podstawie tego wskaźnika jest ona oceniana.
A co się dzieje w domach? Rodzice ograniczają swoim dzieciom ulubione aktywności i życie towarzyskie. „Obstawiają” je korepetycjami z przedmiotów egzaminacyjnych. Oburzają się na organizowane w ósmej klasie „zielone szkoły”, które są ich zdaniem stratą cennego czasu, nawet jeśli mają bogaty program edukacyjny. Są dzieci, które korepetycje mają i w soboty, i w niedziele! Są rodzice, którzy – zgodnie z prawem, co jest skandalem! – procedują pozostawienie dziecka na drugi rok w ósmej klasie, choć dobrze sobie radzi ze szkolnymi obowiązkami! No, ale zawsze może sobie radzić lepiej! Nadzieja, że taki eksperyment się „opłaci” i zapewni lepszy wynik z egzaminu, jest oczywiście złudna. Dziecko traci motywację. Tęskni za kolegami, którzy już uczą się w liceum, i w ogóle przeżywa regres.
Mam więc przekonanie, że egzamin ósmoklasisty czyni zło. Demoralizuje szkoły. Ogłupia przestraszonych nim rodziców. Przede wszystkim zaś – krzywdzi dzieci, poddając je presji nie do wytrzymania i zmuszając do niewolniczej, pozbawionej sensu i radości pracy.
Tyle się pisze o depresjach wśród coraz młodszych uczniów… O samobójstwach…
Uczniowie trzynastoletni, czternastoletni doświadczają burzy hormonalnej… Zaczynają szukać odpowiedzi na pytania egzystencjalne… Są z natury swojej rozchwiani. Powinni zażywać jak najwięcej ruchu na świeżym powietrzu, malować, grać na instrumentach, tańczyć, śpiewać, grać w teatrze… Podejmować aktywności, które pomogą im wyrazić siebie, zaangażują ich emocje… A tu – nie! Trzeba siedzieć na kolejnych „korkach” i „tłuc” w nieskończoność testy! I tak przez co najmniej rok! A w skrajnych przypadkach – przez dwa długie lata! Jak tu żyć?!
Dlatego egzamin ósmoklasisty w obecnym kształcie, rankingi szkół, presja na wyniki i w szkołach, i w domach są dla mnie wynikiem przerażającego braku wyobraźni, odpowiedzialności i dojrzałości dorosłych. Trudno mi więc o tym egzaminie pisać z atencją, choć naszym uczniom życzę oczywiście jak najwięcej – mimo wszystko – satysfakcji z nim związanych!
Bo zdarzają się oczywiście rodzice, odporni na zbiorową panikę, którzy pozwalają swojemu dziecku normalnie funkcjonować także w siódmej i ósmej klasie. I zdarzają się szkoły, takie jak nasza, które próbują zapewnić swoim uczniom wszechstronną aktywność i atrakcyjne zajęcia projektowe i wyjazdowe, także w ostatnich dwóch latach edukacji podstawowej.