TO DOPIERO JEST MOC!

Chwilę przed szkolnym Tygodniem Świadomości Zdrowia Psychicznego rozmawiałam z jego pomysłodawczyniami i organizatorkami: Agnieszką Pączkowską, Renatą Słowińska i Martą Pokorską. Marta podzieliła się wtedy refleksjami z warsztatów, w których uczestniczyła, a które – w ramach projektu Wielkie Piękno – prowadziła Alicja Długołęcka. Uczestników warsztatów poproszono o przypomnienie sobie, jak się czuli w późnym „nastolęctwie” i jacy dorośli stanęli wtedy na ich drodze – wsparli ich, wzmocnili poczucie ich wartości, zainspirowali do podjęcia nowych aktywności, dali poczucie bycia zrozumianym i docenionym, co miało duży, pozytywny wpływ na ich przyszłość. Żaden uczestnik zajęć nie wymienił członka rodziny. Wszyscy podali przykład jakiegoś nauczyciela.

Jakąż moc ma ten zawód!!!

Jakieś słowo „pani od polskiego” – Hm, ładnie piszesz… Czy zdarza ci się pisać coś „do szuflady”? Może powinnaś spróbować… I może coś zamieścisz w szkolnej gazetce…

Jakiś komentarz „pani od chemii” – Świetnie zaplanowałeś ten eksperyment! Lub „pana od matematyki” – Ciekawy sposób rozwiązania tego zadania zaproponowałaś…

Czy też zwykłe wysłuchanie zwierzeń… Sugestia, jak rozwiązać problem… Serdeczna rozmowa… Zainteresowanie i współczucie, gdy ucznia dopada jakaś trudność życiowa lub – nie daj Boże – dramat…

Ten zawód ma moc, jak żaden inny, jeśli wykorzystamy kontakt z niedorosłym, by go wzmocnić, wesprzeć, zainspirować…

Bo jeśli naszą pracę rozumiemy wyłącznie jako realizację programu… Jeśli stoimy przy tablicy i monologujemy, artykułując kolejne fragmenty treści programowych… Jeśli wyłącznie mamy do uczniów pretensje, że nic nie umieją, że nie są doskonali, że popełniają błędy, że nie słuchają nas z zapałem, na jaki zasługuje – naszym zdaniem – nasze przygotowanie merytoryczne… No, cóż… Wtedy – jeśli w ogóle zachowają nas w swojej pamięci, to jedynie jako bohaterów anegdot z lat szkolnych…

Sprawczość nauczyciela, jego efektywność wynika wprost z relacji, jaką buduje z młodym człowiekiem i z uczciwości, z jaką podchodzi do swojej pracy.

Sprawczość jest najlepszą nagrodą za zawodowy wysiłek. Daje poczucie mocy i poczucie spełnienia, dla których warto jest żyć. Myślę, że trzeba sobie o tym codziennie przypominać, kiedy dopada nas zmęczenie, infekcja, „osłabia” jakaś trudna sytuacja wychowawcza, jakiś konflikt – jak wielką, można by rzec – boską moc daje nam ten zawód!

Jaki też możemy mieć wpływ na kształt szkoły, a co za tym idzie – na całą społeczność! Krysia Szrajber, która wiele lat temu wyczarowała z niczego instytucję Teatru Monneta… Teatr ten pełni bardzo ważną funkcję w rozwoju naszych podopiecznych… Kuba Lorenc, który konsekwentnie co rok reaktywuje szkolną drużynę debatancką, co pozwala uczniom rozwijać ważne we współczesnym świecie kompetencje… Wymienione na początku tego tekstu – Agnieszka, Renata i Marta, które z Tygodnia Świadomości Zdrowia Psychicznego uczyniły już szkolną tradycję, a Marta – z dogoterapii i arteterapii – szkolną codzienność… Alek Jarnicki, który konsekwentnie redaguje już trzynasty numer szkolnego kwartalnika, gdzie uczniowie mogą wyrażać swoje opinie, pisać o swoich zainteresowaniach i przeżyciach… Emilka Szafrańska i Michał Guba, którzy codziennie udowadniają uczniom, jak ogromne mają oni możliwości sportowe oraz tworzą dla nich wiele okazji do odnoszenia spektakularnych sukcesów, wzmacniania dzielności, odwagi, a przede wszystkim – radości z wysiłku fizycznego… Magda Skawińska i Marcin Żmudziński, którzy pozwalają rozwijać dzieciom i młodzieży ich ekspresję muzyczną. I rekordzista – Artur Wolski, który konsekwentnie od 2005 roku organizuje w szkole spotkania z osobistościami świata sztuki, polityki, dziennikarstwa… Osobami, które mogą być inspiracją, wzorem, podpowiedzią – jak żyć…

Od kilku lat w niezwykły sposób zmienia szkołę Marta Torres… Kilkakrotnie organizowała spotkania z ciekawymi ludźmi z kręgu kultury iberoamerykańskiej. Kolejny raz w tym roku przygotowała obchody Dia de los Muertos, religijno-etnicznego meksykańskiego święta zmarłych, które w 2003 roku zostało proklamowane Arcydziełem Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości, a w 2008 r. – wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Uczniowie i nauczyciele przebierają się na wzór meksykański, młodzież poznaje w sposób aktywny symbolikę i charakter tego święta. Pokazywane są filmy z obchodów Dia de los Muertos w Meksyku. W naszej szkole Dia de los Mueros wyparło – moim zdaniem szczęśliwie –  Halloween. Brzydko jest oceniać zwyczaje innych narodów, ale w Halloween nie podoba mi się śmiertno-cmentarno-wampiryczna konwencja rodem z horroru, obecność rozmaitych upiorów, demonów, zombie – groźnych przybyszów z zaświatów. Dia de los Muertos dla odmiany jest radosnym, twórczym, zanurzonym w tańcu, śpiewie, poezji i plastycznej kreacji obcowaniem z naszymi bliskimi zmarłymi. Śmierć nie jest postrzegana jako zagrożenie dla człowieka. Nie jest straszna. Nie jest końcem istnienia. Jest jego przedłużeniem, dalszym ciągiem, a zmarli wciąż uczestniczą w naszym życiu, choć w inny niż wcześniej sposób. Świętowanie 31 października, 1 i 2 listopada jest ich radosnym powitaniem. Parady, muzyka, taniec, zapach kwiatów, świąteczne potrawy są przyjęciem na ich cześć, są formą ich goszczenia, celebracji ich bliskości; wyrazem radości z ich obecności… Ważnymi elementami Dia de los Muertos są: ofrenda – ołtarzyk ku czci naszych kochanych zmarłych, calaveras – kolorowe, radosne czaszki oraz La Catrina – wizerunek szkieletu, ubranego w strojną, elegancką suknię, z pomalowaną czaszką i bogato ozdobionym kwiatami kapeluszem. Wizerunek ten został rozpowszechniony dzięki grafikowi i malarzowi Diegowi Rivera, mężowi Fridy Kahlo.

Raptem świętujemy więc w szkole nie tylko Wszystkich Świętych, ale także – Dia de los Muertos… Dzięki Marcie Torres!

To dopiero jest moc!

Myśląc o mocy sprawczej człowieka, nie mogę nie pomyśleć o Jurku…

Co prawda miał  tylko krótki epizod bycia nauczycielem akademickim i nie wiem, czy jacyś byli studenci w jakiś sposób go jeszcze pamiętają, ale na pewno wpłynął na losy wielu ludzi…

Miał łatwość pomagania, wspierania w trudnych sytuacjach życiowych, o czym wie na pewno pewna Jadzia, pewna Irena, pewna Paulina… Pomagał młodszym od siebie, ambitnym, którzy zaczynali rozkręcać własne firmy. Pamięta to zapewne pewien Janusz, czy pewien Mirek. Był mecenasem sztuki. Kupował wszystkie kolejne obrazy młodego malarza o imieniu Krzysztof, żeby pomóc mu zrealizować marzenie. Mamy ich na ścianach mieszkania na Ursynowie aż siedem. Stworzył prywatny klub, gdzie systematycznie organizował na własny koszt wernisaże młodych twórców, koncerty, występy aktorów. Był aktywny w tworzeniu nie tylko liceum, ale także przedszkola i szkoły podstawowej. Wspierał, cenił, wzmacniał najaktywniejszych w naszej szkole młodych nauczycieli – Marzenkę, Jolę, Ewę, Magdę… Zorganizował szkolne zaplecze teatralne, muzyczne i sportowe. Przygotował wszystkie siedziby do pełnienia funkcji oświatowej.

Jako szef firmy, budującej Centrum Onkologii, doprowadził – z niemałym trudem – do zmiany projektu i usunięcia z instalacji wentylacyjnej szpitala elementów azbestowych. Można sobie wyobrazić, jak musiałby wyglądać remont tego budynku w momencie, gdy już wiedza o szkodliwości azbestu stała się powszechna…

To dopiero jest moc! Moc, której efekty są, trwają, idą dalej w świat, do innych osób, do innych czasów, na wieki wieków…

A na deser dzisiaj – słoneczny uśmiech jesieni…

Leave a Reply