TAKI KŁOPOT…

Byłam taka pewna, że odejdę pierwsza…

W swoim sekretarzyku mam poupychane różne zetlałe karteczki, a na nich – jakieś tekściki-wierszyki. Niektóre Jurek znał, niektórych – nie. Wśród nich – szara koperta z napisem: „Proszę otworzyć po mojej śmierci”. Otworzyłam niedawno, wszak umarłam 13 stycznia 2021 roku, a moje funkcjonowanie dla świata to trochę taka ściema pt. trzymam fason.

W tej kopercie – wydrukowany potajemnie przeze mnie, w czerwcu 1996 roku,  tomik tekścików-wierszyków pod tytułem: „Dama w groszki. Testament sentymentalny”. Na pierwszej stronie – odręczna dedykacja dla Jurka, przejmujące wyznanie miłości. Tych tekstów nie znał. Czasem chroniłam jego kruchą skorupkę męskiej powściągliwości przed erupcją rozbuchanej kobiecej emocjonalności. Cenił sobie wolność. Musiałam hamować dzikość swojego serca, żeby nie przytłoczyć, nie ograniczać, nie poddusić.

No i teraz trzymam w dłoniach nieocenzurowaną miłość. Trudną, gwałtowną, szaloną. A zresztą – czy miłość w ogóle może być nie-gwałtowna, nie-szalona i łatwa… Jej adresatem jest Jurek i tylko on. Nie chciałabym, żeby zobaczyły ją obce – plotkarskie lub ironicznie zdystansowane – oczy. Co mam zrobić z tą książeczką… Gdzieś zdeponować? U notariusza, który spisywał testament? U jednej z młodych, mądrych, wrażliwych kobiet, które mnie otaczają? Ale po co? Czy za kilkanaście lat dorosła wnuczka będzie się chciała nad nią pochylić? Czuję z nią wspólny emocjonalny mianownik. Może to jednak złudzenie? Czy ktoś będzie chciał, pamiętał, żeby jej te teksty przekazać; czy wykaże w przyszłości taką determinacje?

Są jeszcze dwa kominki… Na razie trzymam w dłoniach moją samotną miłość… Oglądam ze smutkiem… Czuję pustkę kosmosu…

Leave a Reply