SZCZĘŚCIE

Tu i ówdzie na Teamsach wpadają mi w oko apele Alka Jarnickiego o nadsyłanie tekstów do kolejnego, trzynastego już numeru Gazety Monneta, który będzie poświęcony szczęściu…

Chyba jest jakiś problem… Piszę więc. Alku, jeśli chcesz, użyj też i tego tekstu…

Jestem stara. Jestem bolesną wdową. Jestem tęskniącą babcią. Mimo to mogę pewnym głosem stwierdzić: jestem szczęśliwa!

Moje szczęście jest pracowicie utkane z malutkich elementów, należących do następujących trzech obszarów: wspieranie/dawanie/hojność, zachwyt/ekstaza/medytacja, wdzięczność.

Ktoś uciekł przed wojną, dałam mu dach nad głową, pracę, szkołę. Ktoś chorował, dałam mu możliwość leczenia. Dziecko wstydziło się, że nie umie czytać; już umie i już się nie wstydzi. Dziecko bało się samo spać, już się nie boi. Byłam przy dziecku, kiedy zaczynało rozumieć, że lęk jest wyłącznie po to, by przełamywać go i budować swoją wewnętrzną siłę. Wspierałam je w tym. Kot był głodny; teraz ma swoją zawsze pełną miskę. Mężczyzna był samotny. Dałam mu miłość, z której – dzięki zaangażowaniu, konsekwencji i pracy – uczyniłam sztukę. Odwzajemnił mi tym samym.

Zastygam w zachwycie, obserwując kołującego orła bielika. Pozwalam sobie zapomnieć o bożym świecie na widok jaszczurki zwinki…  Kropli deszczu, w której załamało się światło… Kosa, który hipnotycznie wpatruje się w moje okno… Motyli tańczących nad budlejami… Metafory wiersza, zapierającej dech w piersi… Niby banalnych wschodów i zachodów słońca, a także – pełni księżyca. Delektuję się perfekcyjną konstrukcją filmu (ostatnio np. „Anatomii upadku”), ciekawą narracją książki, kolorystyką obrazu… Roztapiam się w muzyce… Roztapiam się w rozmowie… W czyimś spojrzeniu… W cieple czyichś dłoni… W zapachu trawy… W zapachu liści… W zapachu róż… W zapachu perfum… W smaku poziomek… W medytacji uniwersum…

Codziennie odczuwam wdzięczność. Za bliskość żywych i umarłych. Za czyjąś przyjaźń. Za czyjąś miłość. Za czyjąś obecność. Za jakieś słowo… Za jakieś spojrzenie… Za jakiś gest… Za jakiś uśmiech… Za życie… Że się urodziłam… Że mogę wędrować, zmieniać się, poznawać siebie i świat… Że jestem, jaka jestem… Za rodzinę… Za zdrowie… Za wygodny dom… Za komfortowy samochód, który daje mi poczucie wolności…

Wspieranie/dawanie/hojność, zachwyt/ekstaza/medytacja i wdzięczność dają mi poczucie siły, poczucie żywotności, radości istnienia, szczęścia po prostu. Można więc powiedzieć, że szczęście jest aktywnością, jest działaniem, jest świadomą pracą, by (wyłącznie w moim indywidualnym przypadku, nie generalizuję!) nadać życiu sens przez dawanie, ekstazę i wdzięczność. Nie spada moim zdaniem z nieba… I nie jest domeną leniuszków…

Leave a Reply