W tekście do albumu na dwudziestolecie spotkań bardzo cool(turalnych) napisałam, że trudno jest pisać o Arturze Wolskim, gdyż wymyka się on skrótowym charakterystykom. Trudno jest tworzyć o Arturze zwłaszcza teksty sformalizowane. A takim tekstem powinna być laudacja.
Ta laudacja musi więc być odmienna od wszystkich.
Znów nawiążę do swojego wstępu do albumu.
„Artur, gdziekolwiek się pojawia, tworzy niezwykły ferment. Powstają wtedy rzeczy niezwykłe. To trochę kosmita, zna wszystkich, czytał wszystko, poznaje ludzi ze sobą, rozmawia, kręci się, miesza. Ma w głowie gejzer oryginalnych pomysłów, nieoczywistych, uruchamiających wyobraźnię… Jeśli już udaje się je wcielić w życie, rzeczywistość zaczyna przeplatać się z poezją, praktyczność zostaje przełamana przez metafizykę… Na przykład – fragmenty wierszy drukowane są na … jajkach; takich normalnych jajkach do zjedzenia na miękko lub na twardo, przechowywanych w pudełkach-wytłaczankach…” Naprawdę udało mu się jakiś czas temu zrealizować taki surrealistyczny pomysł!
„Albo – Literacka Mapa Warszawy, uliczny happening poświęcony twórcom. O jednej porze uczniowie różnych szkół wychodzą na ulice Warszawy, w miejsca związane z życiem i twórczością literatów, gdzie zaczepiają spieszących się, zaprzątniętych swoimi sprawami przechodniów, recytują, skandują, inscenizują utwory, piszą kredą wiersze na chodnikach… Piękne słowo domaga się zatrzymania, oderwania od codzienności; uwagi, zachwytu… Szkoda, że pandemia przerwała ten trwający od 2008 roku – wymyślony przez Artura Wolskiego – cykl corocznych majowych szalonych ulicznych wydarzeń…
Wreszcie – spotkania bardzo cool(turalne), rozmowy z osobistościami i osobowościami świata nauki, sztuki, literatury, polityki. Projekt ten (jak teraz się określa takie wydarzenia) rozpoczął się 30 maja 2005 roku. Nasze liceum odwiedzili wtedy – jeszcze w siedzibie przy ul. Górskiej 7 – Krzysztof Krauze i Joanna Kos-Krauze. Rozmowa dotyczyła filmu „Mój Nikifor”. Zainteresowanie i aktywność młodzieży były ogromne. Od tamtej pory, regularnie, w każdym roku szkolnym odbywa się około dziesięciu spotkań… W sumie uczestniczyliśmy więc w ok. 200 takich wydarzeniach. Ufam, że w ciągu tych dwudziestu lat przynajmniej 200 naszych absolwentów zostało zainspirowanych do podjęcia nowej aktywności, zmieniło swoje nastawienie do życia i plany na przyszłość.”
Kiedy myślę o Arturze Wolskim, widzę niezwykle barwną postać.
Nigdy nie zapomnę swojego spaceru, który przydarzył mi się ponad dwadzieścia lat temu. Szłam nad jeziorem. Raptem spod tafli wody wyfrunął niezwykle barwny niewielki ptak, strzepując ze swoich skrzydeł krople wody. W tych kroplach załamywały się promienie słońca, tworząc wokół tęczę. Myślałam, że śnię. Stałam w zachwycie, zszokowana, nie rozumiejąc, czego doświadczam. Na szczęście nie byłam sama i nie był to sen. Okazało się, że pierwszy i jedyny raz w życiu widziałam zimorodka.
Tamto niezwykłe doświadczenie, ten nieoczywisty w polskim krajobrazie obraz kojarzy mi się z pierwszymi rozmowami z Arturem ponad dwadzieścia lat temu. Ten sam zachwyt, ekscytacja, zauroczenie nieoczywistością treści i sensu naszych bardzo długich rozmów, a także – niezwykłymi pomysłami, które – o dziwo! – dają się realizować.
Artur Wolski w ciągu tych dwudziestu lat pomógł mi urzeczywistniać moją wizję szkoły. Tu znów sięgnę do swojego wstępu: „Mam głębokie przekonanie, że szkoła to nie tylko miejsce odbywania lekcji w klasach. Szkoła to swoisty „dom kultury”, miejsce rozwijania różnorodnych zainteresowań i pasji, a także – wyrabiania inteligenckich nawyków. W tym miejscu powinny być: teatr, zespoły muzyczne, gazeta, zajęcia plastyczne, drużyna debatancka, różnorodne zajęcia sportowe i kulturalne, a także spotkania z wyjątkowymi, inspirującymi osobami – tak jak nasze spotkania bardzo cool(turalne).”
Arturze, dziękujemy za te wspólne dwadzieścia lat!
Prosimy o więcej!
Dobrze, że są tacy ludzie!




