SPUŚCIZNA – CZYLI CZEGO UCZYŁA MNIE CIOCIA-POWSTANIEC

Jest sierpień. Jak co roku myślę o tym, co się zdarzyło w Warszawie w 1944. No i o cioci, o której już na tym blogu pisałam kilka razy…  Ta ciocia to siostra mamy mojego taty. Ciocia Janka. Zajmowała się mną przez dziewięć ważnych lat mojego życia. Nie miała dzieci. Nie miała żadnych dóbr materialnych. Jej stan posiadania to zawartość jednej małej walizki. Ale musiała odcisnąć trwałe piętno na mnie – była osobą nietuzinkową, wyrazistą, oryginalną.

Przypomnę – już po jej śmierci dowiedziałam się o jej okupacyjnej i powstańczej przeszłości. Współtworzyła konspirację w Warszawie. Należała do Kedywu. Walczyła w oddziale DYSK – Dywersja i Samoobrona Kobiet. Pomagała ratować uciekinierów z getta. Wykupiona z Pawiaka, gdzie była przesłuchiwana. Przeszła cały powstańczy szlak bojowy razem ze zgrupowaniem Radosław (ul. Mireckiego, ul. Okopowa, Stare Miasto, kanały, Śródmieście, Czerniaków). Po upadku powstania znalazła się w obozie przejściowym w Pruszkowie, skąd uciekła. Nie wróciła do Warszawy. Myliła tropy. Zacierała ślady przynależności do AK. Zamieszkała w Wałbrzychu. Dopiero po moich narodzinach wróciła do rodzinnego miasta. Dzięki niezwykłej przebiegłości nigdy nie musiała stawiać się w SB, składać oświadczeń i podpisywać lojalek.

I teraz trochę o spuściźnie cioci – czego starała się mnie nauczyć… Nie wiem, czy te poglądy wykształciły się na skutek powstańczych traumatycznych doświadczeń, czy były jej bliskie wcześniej… Spróbuję je wypunktować.

  1. Rośliny czują, cierpią. Nawet trawa. Nie mówiąc już o drzewach. Te kochała i personifikowała. Oduczała mnie zrywania kwiatów, bezmyślnego łamania gałązek. Doprowadziła do tego, że bałam się chodzić po trawie, żeby kogoś nie skrzywdzić.
  2. Zwierzęta czują, cierpią, kochają, tęsknią. Jadłyśmy niewielkie ilości mięsa z rosołu, raz w tygodniu. Sądzę, że gdyby nie moja obecność i powszechne przeświadczenie, że dzieci powinny jeść mięso, bo rosną, w ogóle zrezygnowałaby z mięsa. W diecie preferowała kasze, zwłaszcza gryczaną, warzywa, nabiał, razowe pieczywo.  Dokarmiałyśmy codziennie ptaki, bezdomne psy i koty.
  3. Trzeba pomagać słabszym, skrzywdzonym, wykluczonym. Pomimo małego stanu posiadania i niedużej renty, którą listonosz przynosił jej co miesiąc do domu, zawsze miała jakichś podopiecznych, których wspierała. Chodziłyśmy razem z paczkami do bardzo biednych rodzin. Pamiętam, jak kiedyś zimą na ulicy zdjęła futrzany bezrękawnik, który zakładała na palto i dała starszemu ode mnie chłopcu, ubranemu w lichą kurtkę.
  4. Była jedyną znaną mi kobietą, która przy stole podejmowała polemikę z dyskutującymi mężczyznami. Czasem podnosiła głos, doprowadzała do sytuacji konfliktowych. Pozostałe kobiety ograniczały się do podawania posiłków, sprzątania ze stołu i kojących uśmiechów. Nie rozumiałam, o co chodziło w rozmowie i czasem się za nią wstydziłam.
  5. Uważała, że wojna jest absolutnym złem. Podczas codziennych spacerów prowadzała mnie na miejsca straceń, gdzie na głos czytała informację o „miejscu uświęconym krwią Polaków” i paliłyśmy znicze. Paliłyśmy świeczki również na Cmentarzu Żołnierzy Radzieckich, gdzie – po rosyjsku – czytała nagrobne tablice i płakała nad losem kilkunastoletnich często chłopców, tak naprawdę dzieci jeszcze, którzy zginęli na polskiej ziemi.
  6. Była patriotką. Dzięki niej do dziś bezwarunkowo muszę stać na baczność, gdy wybrzmiewa „Mazurek Dąbrowskiego”. Czytała mi polską literaturę, także – patriotyczną. Opowiadała o wielkich Polakach. Także – o dwóch rewizjach w domu rodzinnym, przeprowadzonych przez gestapowców, o skutecznych schowkach na broń i „bibułę”, o śmierci najmłodszego brata w ulicznej akcji. Nigdy nie mówiła natomiast o własnej przynależności do Armii Krajowej, aresztowaniu, przesłuchaniach i udziale w powstaniu. Z obrazków okupacyjnych przywołanych przez nią pamiętam jeszcze jeden, bardzo dla mnie wówczas drastyczny – gipsowanie Polakom ust przed egzekucją, żeby nie śpiewali polskiego hymnu…

Ta spuścizna po cioci to takie przedziwne, można by powiedzieć – kompletnie niemożliwe –  połączenie postaw buddyjskich wręcz w podejściu do natury i drugiego człowieka z tradycyjnym polskim patriotyzmem. Bliski byłby jej na pewno feminizm, weganizm, pacyfizm. Ale też – odwaga, waleczność i bezkompromisowość. Taka trudna, dziwna, poplątana spuścizna…

Leave a Reply