Codziennie spływają do wszystkich setki informacji. Większość z nich przelatuje przez głowę nieefektywnie. Niektóre osiadają gdzieś dyskretnie w zakamarkach naszej pamięci… Kształtują niepostrzeżenie nasze poglądy. Wyłaniają się czasem w zaskakujący sposób w różnych okolicznościach… Czasami któraś z nich niepokoi jednak i trudno w ogóle o niej zapomnieć.
Chyba pod koniec ubiegłego miesiąca przeczytałam lub usłyszałam, że 13 stycznia 2025 roku – a więc – w czwartą rocznicę śmierci Jurka! – w Krakowie zmarło profesorskie małżeństwo. Jednego dnia! Po siedemdziesięciu latach wzajemnej miłości!
Dziś w Onecie znalazłam takie zdjęcie tej pięknej pary:

Nie mogę wypędzić z mojej głowy bardzo niemądrej myśli rozczarowanego dziecka – „Dlaczego myśmy tak nie mogli… Czy nasza miłość nie była dość mocna…”
A dzisiaj w ursynowskim domu dziwna sytuacja. Sprowadzona rano z piętra na parter przez niepokojące odgłosy zobaczyłam za oknem „mojego” kosa, z białym piórkiem na lewym skrzydle. Siedział na zewnętrznym parapecie i… z całych sił stukał w ramę okienną! Jak dzięcioł! Tego jeszcze nie było! Co za determinacja! Kiedy zobaczył mnie, przefrunął na gałąź bzu… Siedzi tam i patrzy… Kolejną godzinę… Spokojnie… Uparcie…

Tu udało mi się uwidocznić jego białe piórko. Na ogół jednak ptak siedzi dziobem w kierunku okna…
Zastanawiam się, czy już zupełnie przestawiłam swoje myślenie na tryb romantyczno-baśniowy… Czy też może kiedyś jakiś ornitolog wyjaśni mi w naukowy sposób zachowanie kosa…