Założenie było takie, że na blogu będą pojawiać się tylko teksty optymistyczne, radosne. Teraz walczę z uczuciem pustki. Trudno mi o radość.
Koncentruję się na sprawach codziennych, szkolnych. Tych nie brakuje.
Próbuję zająć myśli fabułami. Filmowymi i książkowymi. „Osierocony Brooklyn”. „Zielona granica”. Jakieś komedie. No i książki Ałbeny Grabowskiej, które potrafią zassać człowieka…
Próbuję rozpuścić się w przyrodzie. Podziwiam konstrukcję łabędziego gniazda. Potężną, solidną tratwę, unoszącą się na wodzie, zacumowaną dwiema linami z trzcin do brzegu stawu. Nie umiem sobie wyobrazić, jakim cudem jest możliwe wykonanie takiej konstrukcji jedynie przy pomocy dziobów. Po raz pierwszy widziałam z bliska miejsce lęgu łabędzich dzieci. Byłam w szoku.
Teraz także inne zwierzęta zaczęły mi się pokazywać z bliska. To zapewne pochodna właśnie braku Luny… Jakieś sarnie oczy próbują mi zrekompensować tę pustkę… Jakieś ptasie trele coraz bliżej… A jednak jest trudno…