To już drugi powrót do domu bez Jurka. Tym razem z wyjazdu na zieloną szkołę – pierwszą od wielu lat bez Jurka. Tam w Broku – piękny widok na Bug, którego zdjęcie zdobi jedną ze ścian w Jurka gabinecie. Zachwycaliśmy się nim razem. Miejsce, w którym parkowaliśmy, i bagażnik rowerowy na dachu samochodu. Wypatrywałam zawsze – już wrócił z rowerowej wyprawy, czy jeszcze nie…
Powrót nocą do domu. W nim także brak Jurka, śpiąca już mama i Luna. Suczka napędziła mi strachu. Cieszyła się bardzo za bardzo z mojego powrotu – wpadła w dygot, ziała, nie umiała nad sobą zapanować, wydając dzikie dźwięki. Czyżby przestraszyła się, że podążyłam za Jurkiem w najdalszą podróż…
Napisałam tekst o zielonej szkole. Wrzuciłam na bloga. Trudno mi jednak pisać naprawdę. „Trudno wyskazat’ i nie wyskazat’ wsjo, szto na sjerce u mienia”. Myśli, słowa – po rosyjsku, nie wiedzieć, czemu, cisną się na usta… „Wsio prajdiot i pieczal’ i radost’. Wsio prajdiot, tak ustrojen swiet. Wsio prajdiot, tol’ko wierit nada, szto liubow’ nie prachodit, niet.” Jeśliby tak zanurkować w literaturę rosyjską… Znaleźć podobne klimaty, które tak trudno wyrazić… Czy poczułabym ulgę… Czy udałoby się potem normalnie żyć… Kiedyś miałam już ochotę odświeżyć swój romans z twórczością naszych wschodnich sąsiadów… I nawet wtedy, jeszcze przed tym wszystkim, bałam się, że nie będzie już powrotu do sprawczości, organizacji i ogólnie – jakichkolwiek trybów i rygorów.
Pojawia się też coraz silniejsze pragnienie, aby oddać się poszukiwaniu relacji z Jurkiem, wysublimować w tę stronę wszystkie zmysły i … podobnie – pojawia się lęk, że to już byłaby podróż w jedną stronę… „Słuchaj, dzieweczko, ona nie słucha…”
Więc ratunek – tysiąc spraw, tysiąc problemów, codzienna bieganina. Niektórzy mówią brzydko: „normalna bieżączka”. Lekiem na całe zło?