POGONIĆ DEMONA!

Tak bardzo jak w grudniu 2020 r. bałam się ostatnio w latach 1985-1992. Wtedy powodem było zdrowie naszej jedynej córeczki. Operacja w szóstym tygodniu życia, potem jeszcze inne poważne problemy… Karmiliśmy się tym lękiem rodzinnie do przesytu, do całkowitej utraty radości, do totalnego udręczenia. Potem dzięki ziołom i medycynie tybetańskiej zaczęliśmy wracać na jasną stronę egzystencji – do zdrowia, uśmiechu, zabawy, szczęścia.

W grudniu demon lęku, który wtedy trzymał mnie za gardło siedem długich lat, powrócił. Zagrożone było życie męża. W tle covid, brak odwiedzin w szpitalach, katastrofa z personelem medycznym…

Od Wigilii jesteśmy razem w domu. Zaczęła się domowa rehabilitacja – lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci… Tak jak pisałam wcześniej – lizanie ran fizycznych i emocjonalnych. Dużo pracy.

Musimy być przede wszystkim cierpliwi i pełni nadziei. Musimy śmiać się i żartować, słuchać dobrej muzyki i dużo przytulać. Wykorzystać ten czas totalnej bliskości – jak na początku naszej miłości – by chłonąć siebie nawzajem.

Teraz jest mi łatwiej pogonić demona lęku! Wiele przeszłam, wiele się nauczyłam. Mam w sobie akceptację życia, w całej jego złożoności. Pozbyłam się naiwnych przekonań, że wystarczy pozytywnie myśleć, zdrowo się odżywiać i suplementować, by oczekiwać, czy wręcz żądać od losu samych radosnych dni.

Giń więc, demonie lęku, raz na zawsze! Już nie masz nade mną władzy!

Leave a Reply