W ostatnich tygodniach zanurzyłam się w świecie tekstów Jarosława Iwaszkiewicza. Niektóre świetnie pamiętałam z dalekiej studenckiej przeszłości, kiedy to nie tylko mogłam, ale nawet musiałam sobie pozwolić na wnikliwe i bez reszty studiowanie literatury. Częściowo mojej pamięci pomogły wspaniałe ekranizacje Andrzeja Wajdy („Brzezina”, „Panny z Wilka”, „Tatarak”) i Jerzego Kawalerowicza („Matka Joanna od Aniołów”). Czasem pamięć była łaskawa dzięki klimatom mojego dzieciństwa – wychowywana byłam przez ciocię-babcię, która spędziła młodość w Petersburgu, znała świetnie rosyjską literaturę i sztukę. Jej pierwsza wielka miłość rozgrywała się w scenerii tego miasta, a jej obiektem był oficer carskiej armii. Niedościgły wzór kultury, subtelności, dobrych manier i urody. Po ucieczce z Rosji w 1917 r. nie umiała się potem w Polsce związać z żadnym innym mężczyzną. Dlatego „Czwarta symfonia” jest tekstem wrośniętym w moją pamięć i w moje emocje.
Lektura twórczości Iwaszkiewicza nie jest bezpieczna. Wymaga odwagi i czasu. Ciągnie w jeszcze niebezpieczniejsze regiony; kusi, by sięgnąć do literatury rosyjskiej. Od kilku lat mam ochotę znów czytać teksty Tołstoja, Turgieniewa, Dostojewskiego, Czechowa, Lermontowa, Bułhakowa… Ale boję się… Ta literatura, czy też w ogóle kontakt z rosyjską duchowością to jak wypłynięcie w rejs po bezkresnym i bezdennym oceanie, o którym się wie, że w każdej chwili może się rozhuśtać i pochłonąć. Taka przygoda wymagałaby ode mnie co najmniej rocznego urlopu z pracy. A na to jeszcze nie mogę sobie pozwolić.
Kiedy myślę o rosyjskiej literaturze (ale także – muzyce), nasuwa się porównanie z modelem ludzkiej osobowości, stworzonym przez Zygmunta Freuda. Ten model stał się moim wielkim odkryciem egzystencjalnym w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Otóż Freud powiada, że osobowość człowieka składa się z trzech elementów, które nazwał: Id, Ego i Superego. Ego to jest nasz wizerunek stworzony w procesie socjalizacji i edukacji, efekt naszej pracy, to, co sami o sobie sądzimy i co myślą o nas inni. Superego to jest nasze sumienie, różne uwewnętrznione normy etyczne. Id to jest nasza natura, kim jesteśmy naprawdę. Ego jest taką cieniutką warstewką kruchego lodu na powierzchni naszej osobowości. Pod Ego znajduje się równie niepozorna warstewka Superego. Pod nimi ukrywa się Id. Mare Tenebrarum. Ocean Ciemności. Niepoznawalny. Dziki. Tajemniczy. W każdej chwili może zniszczyć to, co pracowicie stworzyliśmy na powierzchni naszego jestestwa. Jesteśmy sami dla siebie największą przygodą i zagadką, a także – największym niebezpieczeństwem.
Na razie zbliża się półmetek wakacji. Trzeba raczej trzymać się bezpiecznych przystani i słonecznych plaż, łapać energię i optymizm przed jednym wielkim „Nie Wiadomo”, które czeka nas w przyszłym roku szkolnym…