POD SKRZYDŁAMI ERATO I EUTERPE

Biblioteka szkolna i Teatr 4. Piętro zorganizowały dzisiaj poetycką kawiarenkę. Miło zaskoczyła frekwencja i klimat imprezy. Uczniowie pojawili się ze swoimi bliskimi. Udało się stworzyć magiczny nastrój. Była kawa, herbata i ciasto. Wybrzmiały wiersze znanych poetów, ale także – utwory naszych uczniów; polskojęzyczne, anglojęzyczne i w języku rosyjskim. Trzeba mieć odwagę, żeby prezentować swoje ulubione albo wręcz – swoje własne teksty; dzielić się wrażliwością, wyobraźnią, intymnymi nastrojami… Tej odwagi dzisiaj nie zabrakło! Pojawił się także postulat, aby kawiarenka poetycka stała się wydarzeniem cyklicznym… Sądzę, że tak właśnie się stanie, bo – o dziwo! – jest w młodych ludziach ewidentny głód poezji.

Mimo że jakimś cudem załatwiłam dzisiaj skutecznie kilka spraw, to jednak całkowicie miałam głowę w chmurach. Wzięłam ze szkoły na weekend książkę profesor Katarzyny Marciniak – „Mitologia grecka i rzymska. Spotkania ponad czasem”; prezent, który dostaliśmy od autorki podczas wtorkowego spotkania z uczniami MYP. Chciałam ją tylko przejrzeć, przypomnieć sobie trochę – bo przecież mity fascynowały mnie w młodości, jak chyba każdego. Mimo że jestem w trakcie czytania dwóch innych książek, nie mogłam się oderwać.

Mam w głowie wieczne cierpienie Apolla, skazanego przez Erosa na nieodwzajemnioną miłość. Historię z Dafne… Z Hiacyntem… Z Kasandrą… Ale także – ból Marsjasza obdzieranego ze skóry przez tego boga wróżbitów i artystów. Brzmią mi słowa Zbigniewa Herberta z wiersza „Apollo i Marsjasz”: „żwirową aleją / wysadzaną bukszpanem / odchodzi zwycięzca / zastanawiając się /czy z wycia Marsjasza / nie powstanie z czasem / nowa gałąź / sztuki – powiedzmy – konkretnej / nagle /pod nogi upada mu / skamieniały słowik / odwraca głowę / i widzi /że drzewo do którego przywiązany był / Marsjasz / jest siwe /zupełnie”.

Myślę o Aresie, najokrutniejszym z olimpijskich bogów, pławiącym się w wojennym rozlewie krwi. I jednocześnie – o tym zwykle prostackim bogu wojny – jako najsubtelniejszym, najdelikatniejszym, najłagodniejszym kochanku Afrodyty. Z ich szczęśliwego i długotrwałego związku narodziło się czworo dzieci: córka Harmonia, bożek miłości Eros oraz dwaj bracia – Dejmos i Fobos, którzy towarzyszyli ojcu w bitwach. Zastanawia mnie związek wojny i miłości. Rozum mówi przecież, że nie ma żadnego, bo miłość to dobro, a wojna to zło. Z miłości człowiek może narodzić się na nowo, może rozwinąć swój potencjał, przełamać różne wewnętrzne ograniczenia… Miłość to czułość, troska, delikatność… A wojna to śmierć, krzywda, ból, cierpienie i destrukcja. A jednak podskórnie czujemy, że ten uścisk Aresa i Afrodyty ma sens… I że jakiś wspólny mianownik istnieje… Bo przecież – żywioł ognia… Płomień gorący… Bo przecież – skrajne emocje i stany graniczne… Bo przecież czasami smak krwi…

Chodzi mi po głowie Dedal – pełen pychy i zazdrości morderca… I Dedal – błyskotliwy wynalazca… I widzę w mitach prawdę o nas samych, prawdę, do której wciąż i wciąż nie dorastamy jako zbiorowość… A którą rozpoznać potrafią – choć wcale przecież nie jest ukryta; mity są na liście szkolnych lektur! – jedynie filozofowie i poeci.

W takim właśnie stanie świadomości trafiłam do dzisiejszej poetyckiej kawiarenki…

Jeszcze raz gratuluję organizatorom udanego przedsięwzięcia! Dziękuję Krysi Szrajber, Basi Głąb i naszym wspaniałym licealistom!

Leave a Reply