Wstawałam pierwsza. Po wizycie w łazience szłam robić śniadanie. Nasze śniadanie było pracochłonne. Trzeba było ugotować kaszę jaglaną lub płatki owsiane, zmiksować owoce, które najpierw moczyłam w kwaśniej wodzie, żeby pozbyć się chemicznego brudu. Następnie gotowałam jajka na miękko. Kroiłam ser. Obierałam pomidory i ogórki. Kroiłam je z cebulą. Opiekałam bułeczki. Mąż w tym czasie odpowiadał na maile, składał rozmaite zamówienia przez Internet. Kontaktował się z kurierami.
Gdy zasiadaliśmy przy stole na największy nasz posiłek, Jerzy odsłaniał okna w jadalni. Wychodzą one na północ i wschód. Zdarzało się więc, że moje miejsce było zalane światłem.
Podczas śniadania zawsze słuchaliśmy dobrej muzyki. Między innymi – zespołu Maanam i Kory. W jednej z piosenek pt. „Krakowski spleen” są takie słowa: „A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy, ogrzewa niestrudzenie zimnie, niebieskie przestrzenie”.
Kiedy Jerzy odsłaniał okno i akurat świeciło słońce, zawsze żartobliwie upewniał się: „pilotom?” i zasłaniał z powrotem zasłonkę.
Teraz, kiedy sama odsłaniam okna, czasami mówię do siebie: „pilotom”.