PAUZA

Wylądowałam w łóżku. Od soboty zmagam się z infekcją.

Pauza zapewne była potrzebna, żeby poukładać myśli i emocje.

Bo też i czas jest wyjątkowy. Wrześniowa intensywność szkolna, śmierć Benefisa – ukochanego konia Jurka i odwiedziny najbliższych, po trzech latach kontaktów wyłącznie online… Dużo naraz.

O Benefisie jeszcze kiedyś napiszę… Zasługuje na to… Mądry, wrażliwy, piękny folblut… Był w świetnej formie pomimo swojego wieku… Planowałam odwiedzić go z wnuczętami… Los chciał inaczej. Może Jurek zbyt długo już za nim tęsknił…

Czas z wnuczętami… Eksplozja miłości, czułości, zachwytu i dumy. Poczucie, że w ciągu ostatnich trzech lat zbudowaliśmy – dzieci, zmarły dziadek i ja – solidną budowlę trwałej więzi, którą podczas tych wspólnych ośmiu dni na wsi jeszcze wzmocniliśmy i rozwinęliśmy. Dużo ważnych, pięknych rzeczy się wydarzyło. Tylko naszych.

Przeżyliśmy w szerszym gronie także bardzo traumatyczną sytuację, z której na szczęście najmłodszy wnuczek wyszedł – wbrew logice – bez szwanku. Odczytałam to jako wyraźny znak od Jurka.

Mam więc przerwę na chorowanie i układanie myśli. A w czasie tej przerwy sięgnęłam po książkę Vinciane Despret – „Wszystko dla naszych zmarłych”. Jest to zapis zmagań antropolożki i filozofki z kwestią współistnienia świata żywych ze światem zmarłych.

Po odejściu Jurka przeczytałam wiele podsuwanych mi książek, dotyczących – ujmując to w uproszczeniu – „życia po życiu”. Większość z nich drażniła mnie swoim zadufaniem, zgubnym – moim zdaniem – przeświadczeniem o nieomylności przedstawianych w nich tez i teorii. Staramy się zrozumieć, jak działa świat widzialny i niewidzialny… Jesteśmy tego ciekawi. Obserwujemy. Doświadczamy. Rozwija się nauka… Stare aksjomaty stale się dezaktualizują… I to w tempie, za którym nie sposób nadążyć. Żyjemy w zmianie. „Wiem, że nic nie wiem” – to moim zdaniem jedyny pewnik.

Książka Vinciane Despret jest inna. Choć wykorzystuje warsztat naukowy, pozbawiona jest pychy. Opisuje różne koncepcje filozoficzne, socjologiczne i antropologiczne, dotyczące współistnienia żywych i umarłych, a także – różne ludzkie doświadczenia. Opisuje z pokorą, szacunkiem i zaufaniem.

Nie uważam tego za przypadek, że tę właśnie książkę przeczytałam w tym właśnie momencie mojego życia. A pożyczono mi ją w maju lub czerwcu tego roku… Długo czekała…

Jest tam fragment, dotyczący znaków – komunikatów od zmarłych. Słowa te współgrają z moimi doświadczeniami z ostatnich trzech lat. A nawet więcej – wiernie je oddają. Mowa jest o używaniu urządzeń elektrycznych do komunikacji z żywymi, o snach, o przejawach poczucia humoru tych, którzy odeszli. Doświadczyłam tego wielokrotnie, także przy – osłupiałych ze zdumienia – świadkach. Kiedy przestałam się bać takich wydarzeń, kiedy zrozumiałam, że są przejawem miłości i troski, zawsze czuję się szczęśliwa, że Jurek jest i że ze mną w ten sposób rozmawia.

„Sądzimy, że kiedy znaki nie budzą lęku, uszczęśliwiają nas, gdyż pozwalają na kontakt z tym, za kim tęsknimy. To prawda, ale tylko po części. Znaki przede wszystkim potwierdzają i tworzą inny stosunek do świata, zrywają z dotychczasowym, żeby ustanowić niecodzienne związki… A świat zyskuje na wyobraźni. Lub raczej nagle objawiają nam się jego moc wyobraźniowa i jego witalność. Znaki robią wrażenie. Dyskretnie.” (Vincian Despret, Wszystko dla naszych zmarłych, Karakter 2021, s. 148)

Moje życie się przewartościowało. Pomalutku… Dyskretnie… Kompletnie…

Teraz słyszę czasem od różnych uduchowionych osób (tak jakby posiadały na ten temat wiedzę absolutną, żeby nie powiedzieć – boską), że powinnam w końcu pozdejmować ze ścian zdjęcia Jurka i nie dążyć do kontaktu, bo w ten sposób go „przytrzymuję”, „nie pozwalam mu odejść”… I że to mu szkodzi… Nie czuję tego tak. Jakoś wiem, że to, co się dzieje, wynika z potrzeb nas obojga. I jest dobre. Także dla niego.

Kiedy zmarł, wewnątrz siebie miałam pusty lej. Nie pragnęłam. Nie modliłam się. Nie prosiłam o nic. Pojawił się sam – lekko i żartobliwie. I tak jest – raz częściej, raz rzadziej… Lekko i żartobliwie… Mniej lub bardziej spektakularnie… Lub tak jak teraz – całkiem na poważnie, ratując malucha z opresji…

Czuję wdzięczność… Czuję miłość… Czuję szczęście…

Leave a Reply