Po pierwsze dlatego, że gwarantują naszym uczniom zdobywanie wiedzy na najwyższym poziomie merytorycznym i rozwijanie umiejętności krytycznego myślenia. To jednak nie wszystko! IB-owska filozofia nauczania zakłada, że wiedza i umiejętności, choć bardzo ważne, nie wystarczają w wychowaniu obywatela świata XXI wieku. Programy IB za najważniejszy swój cel uznają kształtowanie pewnych postaw wobec ludzi, środowiska i edukacji, opisanych w tzw. Profilu Ucznia IB (Learner Profile), które to postawy pozwalają zmieniać świat na lepsze.
Siłą programów IB jest ponadto połączenie standaryzacji z wolnością. Standaryzacja powoduje, że uczeń może mieć pewność, że osiągnie wysoki poziom kompetencji edukacyjnych. Pomimo standaryzacji – PYP, MYP i Diploma dają ogromną wolność uczniom i nauczycielom, inspirują jednych i drugich do samodzielności, kreatywności, eksperymentowania i odwagi poznawczej, a uczniowie stają się autentycznym, a nie tylko deklarowanym, podmiotem procesu edukacyjnego.
Powszechnie znaną, zrozumiałą i docenianą stroną programów IB jest rozwijanie u uczniów kompetencji językowych w zakresie języka angielskiego, choć wydaje mi się, że język jest jedynie narzędziem, a nie celem.
Mój stosunek do IBO zmieniał się.
Na początku traktowałam tę organizację, jako właściciela, troszkę „sprzedawcę” programów, którymi chciałam dysponować, w których się zakochałam, na których mi zależało. Ten sprzedawca cenił swój towar wysoko. Żądał wysokiej ceny, a jakby tego było mało – stawiał trudne do spełnienia warunki. Przyjeżdżał, kontrolował, podnosił poprzeczkę i budził niepokój, że w końcu zabraknie nam na to wszystko i energii, i pieniędzy. Z drugiej jednak strony wszystkie, niezliczone już wizyty przedstawicieli IBO zawsze były świętem. Spotkania i rozmowy stanowiły inspirację do kolejnego rozwojowego skoku. I w końcu złapałam się na tym, że teraz oczekuję tych wizyt z utęsknieniem i najchętniej gościłabym wizytatorów co najmniej raz w roku. Z kilkoma mam wyjątkowo bliskie, emocjonalne relacje. Myślę zwłaszcza o Teuvo Laurinolli’m, Sally Holloway, Margareth Harris i Fidelis Nthenge. Kilka dni temu Fidelis zadzwoniła z informacją, że zostaje naszą stałą „contact person”. To naprawdę świetna wiadomość!
Złapałam się jeszcze i na tym, że przestałam traktować IBO jako zewnętrzną organizację. Myślę teraz o nas jako o jej części. To jest bardzo przyjemne uczucie 🙂