Nietypowe doświadczenie edukacyjne

Wtorkowe późne popołudnie. Powojenny blok na Ochocie. Ja z herbatą i laptopem na kolanach przygotowuję lekcje na kolejne dni. Mój mąż zaczytany. Dzwonek do drzwi. To pani Pela, osiemdziesięciosześcioletnia sąsiadka.

– Panie Marcinie, bo ten telewizor… Ja już nie wiem. Chciałam tylko kanał informacyjny. Ale włączyć nie umiem, coś znowu nie tak. Pan mi wczoraj tłumaczył, ale zapomniałam. Chyba już za stara jestem – mówi z uśmiechem. – Już idę. Tylko założę buty – odpowiada mój mąż. – A żona w domu? – pyta pani Pela. – Miałam nadzieję, że o mnie nie zapyta. Chciałam popracować, pomyśleć w spokoju, a tu pytanie o mnie. – Jestem, jestem – krzyczę z pokoju. – Bo ten telewizor nie działa, chyba dam do gazety ogłoszenie, że chętnie się go pozbędę – żartuje sąsiadka. Patrzę na jej uśmiechniętą twarz, widzę radosne oczy i żałuję tego, co pomyślałam przed chwilą.

Wchodzimy do jej mieszkania. Telewizor włączony bardzo głośno, ale nie na kanale informacyjnym. Na środku ekranu włączył się niebieski pasek i za żadne skarby nie chce zniknąć. Mój mąż tłumaczy,
jak włączyć i wyłączyć telewizor. Jest spokojny, ale mówi zbyt cicho      i formułuje zbyt długie zdania. Podaje trzy sposoby na włączenie          i wyłączenie tego urządzenia. Pani Pela, wpatrzona w niego, słucha
uważnie. Tak jakby słyszała to po raz pierwszy… Stoję zadziwiona.         – Wolniej, Marcin – włączam się. – Mów wolniej i głośniej. Wybierz jeden, najprostszy sposób włączania telewizora. Ułóż sobie proste
zdanie i powtarzaj je. Pani Pela uśmiecha się i przy okazji pokazuje mi zdjęcie zmarłego kilkanaście lat temu męża. Telewizor wciąż gra bardzo głośno. – To ja zapiszę pani, w trzech punktach, jak włączyć
i wyłączyć ten telewizor – proponuję. Mój mąż prowadzi drugą część swojego szkolenia, tym razem praktyczną. Ja zapisuję. Wyraźnie.          – Ale mi pani napisała. Tak wyraźnie i dużymi literami. No pięknie!
Jakby pani była w pierwszej klasie! – krzyczy z radością sąsiadka            i uśmiecha się. Wie dobrze, że jestem nauczycielką. Odwzajemniam serdeczny uśmiech.

Przez chwilę jeszcze rozmawiamy. Atmosfera jest niezwykle serdeczna. Przy okazji zdobywam kilka informacji o sąsiadach                  z drugiej klatki, których prawdopodobnie nigdy nie widziałam.
Z zaciekawieniem słucham wtrąconych, jakby mimochodem, opowieści z czasów Powstania Warszawskiego. Oboje z mężem śmiejemy się z dowcipów tylko dla dorosłych, opowiedzianych przez
naszą sąsiadkę. Pora wracać do siebie. W ostatnim momencie z zazdrością zerkam na piękną starą dębową szafę z lustrem.       Żegnamy się i wychodzimy.

– Niesamowite. Wczoraj tłumaczyłem jej to przez pół godziny… – mówi mój mąż bardzo zdziwiony. – Dobrze, że mi pomogłaś. Gdybym był sam, to nie wiedziałbym, jak jej to wytłumaczyć. A ty
potraktowałaś ją jak dziecko w szkole. Właściwie, to uczyliśmy ją tak, jak uczy się małe dziecko… – Z tą tylko różnicą, że dziecko zapamiętuje szybciej i na dłużej – odpowiadam. – A Pani Pela pewnie
jutro znów do nas zapuka w tej samej sprawie.

Zapukała jeszcze tego samego wieczoru. W prezencie przyniosła pyszne bułeczki z ciasta drożdżowego. A następnego dnia znów nie wiedziała, jak włączyć telewizor…

Jestem pod wrażeniem, ile radości z życia czerpie moja sąsiadka.         Ile w niej optymizmu. Chciałoby się powiedzieć – mimo wszystko.

Leave a Reply