NIEŁATWA SZTUKA ŻYCIA

Obserwując, jak niełatwo jest (wciąż i wciąż!!! dzień po dniu!!! bezustannie!!!) przywracać w szkole radość, radość uczenia/uczenia się; radość – jako stan stały; radość, przejawiającą się entuzjazmem i „żonglowaniem” nauką; jak chwila nieuwagi, rozproszenia wystarczy, by wróciło narzekanie i trud, i pańszczyzna, i odhaczanie sylabusów… Bo takie czasy… Taka moda, żeby pracować w trudzie i znoju, i wyrzeczeniu tego, co daje radość prawdziwą… Jest przekonanie, że radość prawdziwą da wynik egzaminu i – po latach – stan konta w banku. Obserwując więc, ile energii wymaga przywracanie entuzjazmu, uśmiechu, prawdziwego  „wkręcenia” w projekty, w tematy – z wypiekami na twarzy, widząc, jak w gruncie rzeczy syzyfowa jest to praca, dochodzę do niewesołego wniosku, że bardzo  daleko cywilizacyjnie odeszliśmy od modelu życia, który ułatwia nam osiąganie poczucia spełnienia i sensu.

Wiele lat temu pomyślałam już o tym, że cywilizacyjną zbrodnią było wyrzeczenie się prawdziwego karnawału – zatracania się w zbiorowej zabawie, zabawie do szaleństwa, wielodniowej, w transie tanecznych korowodów, przy muzyce na żywo…

Smętne szukanie ulgi, resetu, zapomnienia w weekendowym „używkowaniu” lub też – powszechnie akceptowanej – aktywności sportowej jest tego nędzną i mało efektywną namiastką.

Seks jest powinnością i służy do prokreacji. Liczba dzieci staje się sukcesem. Lub – na drugim biegunie – pojawia się zwulgaryzowany, prymitywny stosunek do płci. Jakieś wyrywanie panienek. Jakieś zaliczanie facetów. Jakaś rywalizacja. Bicie rekordów… Jakieś chamskie żarty. Traktowanie ciała – również własnego – z pogardą.

Kto wie cokolwiek o ars amandi, o tantrze, o taoistycznej sztuce miłości… Kto rozumie, że dla własnego dobra nie wolno dzielić miłości na duchową i fizyczną… Człowiek jest jeden – jego istota jest zarazem duchowa i fizyczna. Dlatego życie nie jest proste. Dlatego dostrzeżenie jego piękna wymaga trudu.

Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku pod dyktat wąsko pojmowanego rozumu. Staramy się dokonywać – naszym zdaniem – racjonalnych wyborów. Nie tracimy czasu na nieopłacalne głupstwa, nawet jeśli sprawiają nam przyjemność. Uczymy się dla ocen i żeby wyjść na ludzi. Pracujemy dla pieniędzy. Staramy się zapomnieć o naszej naturze, która przecież ma swoje prawa. W końcu zapominamy, co –  kiedyś – sprawiało nam przyjemność. Aktywność podejmujemy tylko taką, którą się opłaca i która cieszy się aprobatą innych. Nie będziemy przecież przyznawać się, że kiedyś godzinami mogliśmy patrzeć w gwiazdy i szukaliśmy informacji o nich w atlasie nieba… Albo też – godzinami rzeźbiliśmy figurki z drewna… Albo uwielbialiśmy leżeć na trawie i oglądać chmury… Tyle zmarnowanego czasu!!! Mogliśmy nauczyć się jeszcze jednego języka obcego więcej!

W pracy – rutyna, traktowana jak profesjonalizm. Nuda – odbierana jako norma. Beznadzieja, która domaga się weekendowego/urlopowego odreagowania.

Rok temu w górach zachwyciłam się Ewą, instruktorką jazdy na biegówkach. Prowadzone przez nią zajęcia z dziećmi to absolutne wyżyny profesjonalizmu. Każda lekcja ma pierwiastek entuzjazmu, zabawy i nagrody, która rekompensuje wielki wysiłek, a także stres początkujących narciarzy. Ta nagroda nigdy nie jest „zewnętrzna”, to znaczy – nigdy nie jest nią żaden przedmiot, naklejka itp. Tą nagrodą jest zawsze – radość zjazdu, poczucie prędkości. I dzieje się tak już od pierwszej lekcji, kiedy to umiejętności malucha nie pozwalają mu samodzielnie osiągnąć tego stanu. Może go doświadczyć jedynie dzięki znaczącej pomocy nauczycielki. Dzięki takiej nagrodzie malec nigdy nie ma dosyć, chce „jesce” i „jesce”.

Rok temu proponowałam Ewie pracę w naszej szkole. W tym roku znów zajęła się naszym wnuczkiem i znów miałam okazje chwilę z nią porozmawiać.

Do Warszawy raczej się nie wybiera. Od zawsze kocha książki, więc skończyła polonistykę. Lubi uczyć, więc ma przygotowanie pedagogiczne. Trochę pracowała w szkole na zastępstwo i chcieli ją tam zatrzymać. Uczenie podobało się jej, ale uwielbia ruch na świeżym powietrzu i ma wrażenie, że nie może pozwolić zamknąć się na dłużej w budynku. Kocha biegówki i Jakuszyce. Bierze udział w różnych zawodach, także maratonach. Zdobywała puchary i nagrody. Jest licencjonowaną instruktorką jazdy na nartach. Nie narzeka na brak uczniów. Przed feriami odbiera telefony od chętnych, by umówić się na lekcje. W trakcie ferii już nie ma wolnych terminów. Sezon narciarski kończy Biegiem Piastów. Rozmawiałyśmy na Polanie Jakuszyckiej w przepięknej zimowej scenerii – mnóstwo śniegu, lazurowe niebo, słońce. Zwierzyła się, że już tęskni do „grzebania w ziemi” – kopania, sadzenia, pielenia, roślin, pszczół, kóz. Prowadzi bowiem z mężem gospodarstwo ekologiczne. Sprzedają warzywa, miód, wyroby z koziego mleka. Zaraz po zakończeniu sezonu narciarskiego, po nasyceniu oczu bielą śniegu, malowniczymi górskimi widokami, oddaje się całkowicie aktywności ogrodniczej, bowiem uprawa roślin sprawia jej ogromna radość. Od jesieni zaczyna znów przygotowywać siebie i innych do sezonu narciarskiego. Taki płodozmian! Życie z radością i pasją! Każda aktywność jest jednocześnie zabawą! O pracy w szkole myśli na wypadek ograniczenia sprawności fizycznej… Tylko, żeby dało się wyrwać dzieci z budynku, i prowadzić większość zajęć w plenerze! I żeby nikt się z tego powodu nie czepiał! Takie marzenie przyszłej nauczycielki! Żeby móc się cieszyć w pełni pracą!

Może poza Warszawą – gdzie parcie na tzw. sukces (który utożsamiany jest z wynikiem) jest prawdziwie zabójcze – łatwiej jest o mądrość i radość życia… A może po prostu są jednostki, które mają odwagę żyć po swojemu, z poszanowaniem własnej natury, własnych potrzeb… Nie ulegają nudnym schematom, zabójczym powinnościom. Nie ogranicza ich opinia i ocena innych…

I takie życie naprawdę się opłaca – daje poczucie spełnienia i sensu.

Życie dla wyniku, życie dla stanu konta – prędzej czy później okaże się fiaskiem. Natury nie da się bowiem oszukać.

Życzę wszystkim młodym ludziom, by pamiętali o tym, dokonując ważnych życiowych wyborów. Choć nie łudzę się, że uda mi się zawrócić kijem Wisłę! Niestety!

 

Leave a Reply