NIE WSZYSTKO ZŁOTO, CO SIĘ ŚWIECI

  1. Blaski i cienie rynku konsumenta

Wychodzimy z domu. Po lewej stronie sklep. Po prawej – drugi. Dalej – kolejne. Wszędzie zniżki, atrakcyjne oferty. Połysk i blask. Towarów w bród. Owoce i warzywa są bardzo zdrowe. Wielka ich różnorodność wszędzie. Konsument chce jak najtaniej – jak najdorodniejsze. Jabłka niech będą niepoobijane, bezplamkowe, z pięknym rumieńcem, duże, słodkie i soczyste. Tak samo – gruszki, brzoskwinie, morele i inne. A także – warzywa. Producent i handlowiec robią wszystko, by spełnić te oczekiwania. Na półkach bajecznie kolorowe, wybłyszczone, można by powiedzieć – wylaszczone i wybotoksowane, zrobione na glanc, na bóstwo – produkty, które aż się proszą, by je zjeść. By były konkurencyjne, najpierw trzeba je podsypać, opryskać, wymoczyć, nabłyszczyć, czasami – naszprycować. Niektórzy mówią, że jemy pożywienie zatrute środkami ochrony roślin, pestycydami. Owoce i warzywa, które są synonimem zdrowej żywności, stają się chemiczną trucizną. Inni uważają, że jest to opinia jakichś niezrównoważonych, infantylnych, nadwrażliwych ekologów, bo przecież wszystko jest pod kontrolą – badane i nie stwierdza się…

Jeśli mam wybór, wolę jednak zjeść papierówkę prosto z drzewa, kosztelę całą w plamkach z bazarku niż wielgachne, rumiane, bezplamkowe cudo z marketu.

Niektórzy klienci zachowania konsumenckie przenoszą też na edukację. Przychodzi rodzic do prywatnego przedszkola lub do wczesnej podstawówki i pyta … o wyniki matury. Kręci nosem, że średni wynik to u nas „tylko” 33 punkty. Zadowoliłoby go 40 punktów. Chce mieć zagwarantowany wstęp dla dziecka na prawo/ekonomię/biznes i zarządzanie najlepiej na uniwersytecie Oxford/Harvard/Stanford. Żąda gwarancji w umowie, najlepiej pod groźbą zwrotu czesnego za wszystkie lata edukacji, że jego dziecko otrzyma z matury wynik co najmniej 43 punkty i dostanie się na wyżej wymienione wydziały i uczelnie. Rodzic pyta też o miejsce naszej szkoły w rankingu…

Co robi szkoła, żeby być w czołówce rankingu… Po pierwsze – nie wprowadza programów IB, bo nie istnieje dla nich żaden ranking. Na świecie powszechnie jest wiadomo, że szkoły realizujące PYP, MYP i DP kształcą najlepiej. U nas wciąż liczą się rankingi, tworzone na podstawie zewnętrznych egzaminów testowych – matury narodowej i egzaminu ósmoklasisty.

Co musiałaby robić szkoła IB, by mieć średni wynik z matury powyżej 40 punktów… Musiałaby przyjmować samych prymusów. A nie przyjmować np. obcokrajowców, poza prymusami – Brytyjczykami i Amerykanami. Nie mogłaby też przyjmować uczniów z dysgrafią i dysleksją, bo ci pomimo różnych dostosowań na egzaminach zawsze uzyskują słabsze wyniki. Powinna także stworzyć taki statut, który umożliwia skreślenie z listy tych uczniów, u których w trakcie edukacji ujawnią się lub powstaną jakieś dysfunkcje. A także tych, którzy na przykład ciężko zachorują lub z powodów emocjonalnych, związanych np. z rozwodem rodziców czy też nieszczęśliwą lub nadmiernie szczęśliwą miłością, staną się mniej efektywni i zaczną uzyskiwać słabsze wyniki.

Doprawdy świetna by to była szkoła! Ale rodzice-konsumenci byliby wreszcie zadowoleni!

2. Działania „bezsilnych demiurgów”

W ostatniej „Polityce” ukazała się rozmowa z dr Małgorzatą Sikorską, autorką książki „Praktyki rodzinne i rodzicielskie we współczesnej Polsce”. Publikacja ta jest podsumowaniem badań przeprowadzonych w latach 2016-2017 metodą pogłębionych wywiadów. Respondenci mieli wyższe lub średnie wykształcenie i co najmniej jedno dziecko. Wyniki badań potwierdzają moje obserwacje. Rodzice coraz bardziej boją się o swoje dzieci, o ich bezpieczeństwo teraz, ale także o ich przyszłość. Rodzicielstwo staje się coraz mniej radosne. Pochodną tego stanu jest podejmowanie rozpaczliwych prób zapewnienia dziecku dobrostanu, uzyskanie gwarancji jego sukcesu w przyszłym życiu. Nawet w rodzinach o wysokim statusie społecznym, w związkach nowoczesnych, gdzie mąż i żona traktują siebie nawzajem po partnersku, dziecko traktowane jest przedmiotowo. „…Dominuje przekonanie, że dziecko jest białą kartą, którą rodzic – niczym demiurg – ma możliwość i wręcz obowiązek zapisać.” („Polityka” nr 37[3227] str. 26) Rodzice przejmują całą odpowiedzialność za przyszłość swoich potomków. Precyzyjnie planują ich karierę. Najbezpieczniejsza przyszłość, z satysfakcjonującym stanem konta powinna się przydarzyć po bardzo dobrze zdanej maturze IB i studiach biznesowych/ekonomicznych/prawniczych na najlepszych uczelniach światowych. Nikt nie zastanawia się nad potencjałem dziecka, jego zainteresowaniami, emocjami, pasjami, potrzebami. Nikt nie jest ciekaw, żeby to dziecko poznać. Ono musi się wpisać w rodzicielski plan. Tak zaczyna się dramat.

Tym oczekiwaniom stawianym dziecku na ogół towarzyszy – bez względu na status społeczny rodziny – całkowita bezradność wychowawcza. Niewiele osób umie rozmawiać z dzieckiem. Podstawową metodą wychowawczą jest – w najlepszym razie – stosowanie kar i nagród, często – mało konsekwentnie oraz pouczanie. Relacja z dzieckiem obciążona jest permanentną frustracją, związaną z nieudolnymi próbami egzekwowania rodzicielskich oczekiwań. W taką trudną relację próbuje się wciągnąć najpierw przedszkole, później – szkołę. Od placówek oświatowych oczekuje się efektywności, przejawiającej się w dobrych ocenach. Szkoła jest dobra, jeśli stawia dobre oceny i jej uczniowie otrzymują z zewnętrznych testów maksymalne noty. Od dziecka i szkoły oczekuje się 100% z każdego sprawdzianu. Rodzice, by uśmierzyć choć na chwilę swoje lęki, potrzebują tych 100% jak powietrza. To oczekiwanie uniemożliwia zdrową współpracę dom – szkoła. Uniemożliwia też dziecku popełnianie błędów, normalny, zdrowy rozwój.

Biedne dzieci! Biedne szkoły, które próbują działać uczciwie! Biedni w końcu też rodzice, bo czeka ich porażka…

Czasem zdarza się, że dziecko, wzorowo spełniające przez wiele lat wszystkie oczekiwania rodziców, raptem nie może wstać z łóżka i ląduje na dłużej w szpitalu.

Czasem bywa i tak, że otrzyma z matury IB upragnione punkty – 42, 43, 44, 45. Dostanie się na ekonomię/biznes/prawo na Stanford, Harvard czy Oxford… Wyprowadza się z domu, zrywa kontakty z matką i ojcem. Zamieszkuje razem z chłopakiem/dziewczyną. Próbuje się samo utrzymać. I podejmuje studia na jakiejś etnologii i antropologii kulturowej, czy też – nie daj boże! – polonistyce na UW. A rodzic ląduje na kozetce u psychoterapeuty i próbuje cokolwiek z tego zrozumieć, walcząc o kontakt ze swoim, często – jedynym dzieckiem.

3. Chyba już nigdy nie dogonimy Korczaka…

Prawa dziecka, stworzone przez Janusza Korczaka, widnieją w naszym przedszkolu. Dziecko już JEST człowiekiem, a nie – dopiero stanie się nim w przyszłości. Ma prawo do swojego zdania, swoich wyborów, swojego obszaru wolności, swojej własnej, autorskiej ścieżki w życiu. Dorosły ma je wspierać w rozwoju, a nie – programować po swojemu, lepić na swoje podobieństwo lub zgodnie z własnymi wyobrażeniami. Dziecko nie jest własnością swoich rodziców. Dawno temu w przedszkolu naszej córki widniał inny tekst, też wart przypomnienia i rozważenia:

Wasze dzieci…

Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi,

są synami i córkami powołanymi

do życia przez Życie,

przychodzą przez was, ale nie z was.

I choć są z wami, do was nie należą.

Możecie im przekazać waszą miłość,

ale nie wasz sposób myślenia.

Bo one mają swój własny.

Możecie przyjąć ich ciała,

ale nie ich dusze,

bo ich dusze zamieszkują dom jutra,

do którego wy nie możecie wejść nawet

w waszych snach.

Możecie starać się, by stać się jak one,

ale nie próbujcie czynić je takimi jak wy.

Bo życie nie cofa się i nie zatrzymuje

się na dniu wczorajszym. Jesteście łukami,

które wypuszczają dzieci jak żywe strzały:

Łucznik widzi na drodze cel do nieskończoności

i On was napina swą mocą, aby Jego strzały

mogły dolecieć szybko i daleko.

Oby wasze napięcie ręką Łucznika było ku radości,

bo kocha On tak samo strzałę lecącą,

jak i łuk, który już miejsca nie zmienia.

Khalil Gibran

Źródło – Internet

Może brakuje po prostu wiary, by zaufać w sens życia, w sens przyszłości, w mądrość dziecka, w jego energię – by się rozwijać, osiągać swoją pełnię, dążyć do swojego własnego szczęścia… Bo inne szczęście – niż swoje własne – po prostu nie istnieje!

Leave a Reply