NASZA ULICZKA

Kiedy pod koniec ubiegłego wieku sprowadziliśmy się do nowego domu, była utwardzona jedynie betonowymi płytami budowlanymi. Nie było chodników. Domków przy niej stało niewiele. Niektóre nie były podłączone do kanalizacji. Gdy rano wyglądaliśmy przez okno, widzieliśmy sąsiadów kolejno odwiedzających drewniany domek z drzwiczkami, zaopatrzonymi w otwór w kształcie serduszka. Kiedy wyjrzało się mocniej przez otwarte okno, widać było pole uprawne, za nim – „sklep wielkopowierzchniowy”. Jurek zrobił kiedyś takie zdjęcie – łan dojrzałego zboża, pracujący na polu kombajn, a za nim dwa duże neony – GEANT i McDonald’s na prostopadłościanie dużego sklepu. To był właśnie widok z naszego okna.

Teraz drewniane sławojki szczęśliwie odeszły w niepamięć. W miejscu pola uprawnego wyrósł rząd segmentów. Została jedynie spora polana – miejsce spacerów z psami. Po obu stronach uliczki powstała gęsta zabudowa, nie tylko jednorodzinna. Pojawiły się też chodniki. W tygodniu uliczka zamienia się w parking dla pracowników okolicznych sklepów, gabinetów stomatologicznych i salonów kosmetycznych. Jest szczelnie zastawiona samochodami. Czasami tak szczelnie, że trudno jest mi wyjechać z posesji. W weekendy świeci pustkami. Samochody autochtonów parkują w garażach lub za ogrodzeniem. Można wtedy przejść się na spacer po niezastawionych chodnikach, podziwiając różnorodność przydomowej zieleni.

W tygodniu parkują wciąż te same samochody. Między innymi – od dosyć dawna (może to już rok, dwa albo trzy lata), tuż przed naszą furtką  – nie najnowszy ciemnozielony volkswagen. Przyjeżdża nim kobieta, może troszkę młodsza ode mnie. Zjawia się około siódmej czterdzieści. Parkuje. Wyciąga kanapkę i najwyraźniej je śniadanie. Popija je tzw. małpeczką. Wysiada z samochodu. Niesie zawsze – oprócz torebki – wypełnioną czymś reklamówkę. Opakowanie po śniadaniu i pustą butelkę wyrzuca do mijanego kosza na śmieci. Butelka stuka o dno kosza, który o tej porze jest zawsze pusty. Czasami jest inaczej. Zaraz po zaparkowaniu kobieta opuszcza samochód. Biegnie do pobliskiej „Żabki”. Wraca z jedzeniem i piciem. Wsiada do samochodu, żeby zjeść śniadanie. Jest szczupła i bardzo energiczna.  Kiedy wracam z pracy, zielonego volkswagena na ogół nie ma już przed domem.

Złapałam się na tym, że często myślę o tej kobiecie. Zastanawiam się, jaki zawód wykonuje. Jaką ma rodzinę. I dlaczego codziennie przed pracą musi wypić setkę alkoholu.

Leave a Reply