Po piekielnie emocjonującym i trudnym tygodniu, kiedy organizm pod ciśnieniem spraw sygnalizuje wyczerpanie, rozedrganie i brak harmonii, a momentami – wręcz odmowę współpracy, zdarzają się dwie godziny późnowieczornej lekcji gitary.
I raptem następuje kompletny odlot, poczucie szczęścia, energetyczny kop, przywołanie najpiękniejszych chwil życia, radość, że to gram, że czuję tę muzykę w każdym nerwie swojego ciała. Że jestem z Jurkiem. Że tańczymy. Że jesteśmy ze sobą. Błogość i uniesienie!
I oczywiście czekają mnie teraz dni i tygodnie ćwiczeń, żeby uzyskać płynność, ale już jest ta ekscytacja, ta duma, to poczucie szczęścia i satysfakcji… A także szok, że tak mocno ta muzyka – grana, jeszcze nieudolnie, ale jednak! – działa!
Nauczyłam się właśnie utworu zespołu Radiohead – „Creep”
