Mogę się podpisać pod wieloma tezami tekstu Piotra Jesionowskiego pt. „Patorankingi polskiej edukacji” (Rzeczpospolita, 26.01.2020)
Zarzuca on dyrektorom szkół i nauczycielom dążenie do jak najlepszych wyników osiąganych przez uczniów, by szkoła mogła zajmować jak najwyższą pozycję w rankingu. I to jest prawda – bo szkołę rozlicza się analizując wyłącznie jej miejsce w rankingu. Nikt nie potrafi o szkole myśleć inaczej, chociaż zawsze są jakieś wyjątki, potwierdzające tę regułę. Co gorsze – nikt inaczej nie potrafi myśleć o uczniu – traktowany jest wyłącznie w kontekście potencjalnego wyniku, który jest w stanie w danym momencie osiągnąć. Nie istnieje uczeń-człowiek, niepowtarzalna jednostka, która w szkole powinna się rozwijać, osiągać swoją pełnię… Realizować swoje pasje, marzenia, wszelakie potrzeby – społeczne, artystyczne, sportowe, emocjonalne… Zamiast tego ma funkcjonować jak maszynka do osiągania maksymalnych ocen. Istnieje jako ewentualny człowiek – kiedyś, w przyszłości, jeśli osiągnie sukces zawodowo-finansowy.
Rzeczywiście mamy patoedukację – odhumanizowane szkoły, myślące jedynie o wynikach.
Do takich szkół przychodzą dzieci, nastolatki. Jak to dzieci, jak to nastolatki – wrażliwe, rozchwiane, delikatne, niepewne, potrzebujące pomocy, wzmocnienia, oparcia, permanentnego kontaktu z psychologiem, pozbawione poczucia własnej wartości. No i mamy epidemię depresji, myśli samobójczych…
A nawet jeśli jakaś szkoła – w drodze wyjątku – próbuje być inna, zachować jakiś złoty środek między dążeniem do jak najlepszych wyników z końcowych egzaminów, a pragnieniem bycia szkołą radosną, wspierającą i rozumną, to i tak oczekiwanie społeczne jest jedno: wyniki!, wyniki!, wyniki! A cała reszta to jakieś miękkie, niemierzalne i w ogóle – naciągana ściema. Wynik to wynik! To przynajmniej konkretna liczba! Czarno na białym – i wszystko dla większości jasne!
Co gorsza – jest to także sposób myślenia sporej grupy rodziców. Oni też – ci w końcu najbliżsi, najważniejsi – wpędzają swoje dzieci w trybiki tej „wynikowej”, odhumanizowanej machiny.
Rodzice są coraz mniej sprawni wychowawczo. Im bardziej brakuje im tej sprawności – umiejętności rozmawiania z niedorosłym, pochylenia się nad jego problemami, zrozumienia ich, a jednocześnie – egzekwowania właściwego zachowania w miejscach publicznych, współpracy, stosowania form grzecznościowych – tym większy jest lęk przed przyszłością pociechy. A wiadomo – im więcej lęku, tym więcej agresji… Puszczają nerwy. Jest pokrzykiwanie. Czasem – jeśli dziecko małe – poszarpywanie. Zapisywanie na rozmaite zajęcia w weekendy – niech profesjonaliści się męczą, a dziecko niech nie marnuje czasu na głupoty.
Problemy pogłębiają się – szkolne, domowe. Zwłaszcza jeśli pociecha wchodzi w okres dojrzewania. Pojawia się panika. Szukanie winnego. Najporęczniejsza jest szkoła. Zwłaszcza jeśli nie jest rankingowa… I nie budzi lęku… Jakaś taka za łagodna jest… Pewnie to jej wina, że dziecko w domu trzaska drzwiami i zaczyna używać wulgaryzmów. No i kolejna ofiara – nauczyciel. Zwłaszcza ten, który przejmuje się. Pochyla. Rozmawia. Tłumaczy. Poświęca podopiecznym całe życie. Indywidualizuje nauczanie. Angażuje się w rozwiązywanie jego problemów… Nie budzi trwogi ani uczniów, ani rodziców. Łatwo można zrobić z niego worek treningowy, bo nie umie usunąć wszystkich problemów, jakie rodzina ma z dzieckiem! Skandal!
Obraz rzeczywistości szkolnej naprawdę powinien alarmować wszystkich rozumnych ludzi!
Polityka strusia zaprowadzi nas na niezłe manowce!
Dzieci zanurzone są w rzeczywistości pełnej agresji, braku szacunku do autorytetów (szkoły, nauczyciela), demonizowaniu ocen. Rosną, dojrzewają, są w stanie permanentnej zmiany. To jest trudne! Czasem bardzo trudne! Dorosły powinien mądrze pomagać. Tymczasem – oczekuje i wymaga – najwyższych ocen, najwyższych ocen, najwyższych ocen. Przede wszystkim – by było godną wizytówką rodziny, realizowało jej marzenia i jej plany. A jeśli nie – budzi agresję, lęk. Jest atakowane. Atakowana jest także szkoła, że nie potrafi spełnić oczekiwań rodziców i przerobić dziecka w anioła-prymusa.
Podszyta panicznym, neurotycznym, rodzicielskim lękiem presja na sukces jest nie do wytrzymania!
Pojawiają się zawirowania emocjonalne. Bo kto mógłby unieść taki brak zrozumienia i tak ogromną presję na wynik!!!
A tu brakuje dobrych psychologów i psychiatrów dziecięcych. Zamykane są szpitalne oddziały.
Sytuacja dzieci w Polsce JEST dramatyczna!!! Wszystkie dzwony w naszym kraju powinny bić na trwogę!!! Tymczasem spora grupa dorosłych wciąż ekscytuje się rankingiem „Perspektyw” i pozwala sobie na ocenianie pracy szkół przez jego pryzmat.
I to JEST skandal! I to JEST prawdziwe zagrożenie dla małych/młodych Polaków!
Dobrze, że pojawiają się takie mocne teksty, jak ten napisany przez Piotra Jesionowskiego!