MOROWE PANNY
Wątek powstańczy zagościł w mojej głowie na dobre.
Myśli krążą wokół ludności cywilnej i wokół kobiet – tych walczących i tych próbujących przetrwać piekło. Mam ochotę sięgnąć po książkę Mirona Białoszewskiego „Pamiętnik z powstania warszawskiego”. Niezwykły opis dramatu Warszawy, ale także nieprawdopodobnie mi bliski sposób narracji. Pourywane zdania – szybkie, chaotyczne i gorące, jak opisywane wydarzenia: gorączkowe, biegiem, chyłkiem przemieszczanie się ludzi – po żywność, po wodę, do bliskich, pod ostrzałem.
Na myśl przychodzą dwie bliskie kobiety, które uczestniczyły w tamtych wydarzeniach: przywołana już w poprzednim tekście ciocia-babcia (ciotka mojego ojca) – Janka i szesnastoletnia w 44 roku ciotka (siostra mojego ojca) – Zula.
Ciocia-babcia należała do AK. W czasie okupacji ratowała Żydów. Kolportowała też prasę podziemną. Przeżywała rewizje. Była osadzona na Pawiaku. W Powstaniu była łączniczką. Uciekła z obozu w Pruszkowie. Dopiero po jej śmierci dowiedziałam się o jej bohaterskiej przeszłości. Konspirację miała we krwi.
Zula została w rodzinnym domu ze swoją mamą, babcią i jej niepełnosprawną siostrą. Jej tatę i brata z łapanki wywieziono do obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen. Podczas Powstania pocisk trafił w ich kamienicę, która stanęła w ogniu. Ciocia wyprowadzała z płonącego domu kolejno trzy kobiety – matkę, która na skutek utraty syna i męża zapadła na zapalenie opon mózgowych i miała 40 stopni gorączki. Potem babcię, która po uderzeniu bomby zupełnie ogłuchła i nie wiedziała, co się wokół dzieje. A na końcu – niechodzącą ciotkę, którą przewoziła w dziecięcym wózku. Wcześniej, kiedy dowiedziała się o zatrzymaniu swojego taty i brata; biegała po całym mieście, pod obstrzałem, w poszukiwaniu ich – z garnkiem pełnym zupy. Nie udało jej się jednak nakarmić bliskich przed transportem do obozu w Austrii.
Ciocia Zula – żyjąca jeszcze starsza pani….
Nigdy nie nagradzana, nigdy nie podziwiana…
Dla mnie – bohaterka.
Ciocia Janka i ciocia Zula – w 44 roku dwie morowe panny!