Czasami życie stawia przed nami wyzwania konieczne do rozwoju – naszego lub np. szkoły. Wymagają one od nas końskiego zdrowia – wytrwałości, pracowitości, cierpliwości, odporności na stres. Samych najtrudniejszych dla mnie cech. Podjęcie tych wyzwań jest jednak konstruktywne, ciekawe, przynosi satysfakcję, choć niesie ze sobą ryzyko.
Czasami jednak sama, własnymi rękami, pakuję się w jakieś trudne i jednocześnie durne, zupełnie niepotrzebne sytuacje, wymagające ode mnie końskiego zdrowia. Na przykład wplątuję się w jakieś indywidualizacje, zniżki, dotyczące czesnego lub „wyjątki” podczas przyjęcia do szkoły. ZAWSZE dostaję potem od beneficjentów tych rozwiązań baty w postaci werbalizowania niechęci do mnie i do szkoły, obrażania nauczycieli, kwestionowania jakości naszej pracy itp. itd. Muszę zmagać się z jakimiś wodospadami agresji, która próbuje rozlać się na uczniów i pozostałych rodziców, na szczęście w większości odpornych na wieczne niezadowolenie kilkorga frustratów.
Dzisiaj z kolei znalazłam się na bieżni, zaplątana w przewody – zdająca egzamin z własnej nieśmiertelności, przynajmniej w okresie najbliższych dziesięciu lat. Kiedy maszerowałam dzielnie, próbując opanować śmiech z filmowej sytuacji, którą sobie stworzyłam, przypomniał mi się film Sydneya Pollacka „Czyż nie dobija się koni” z Jane Fondą. Akcja działa się w czasach wielkiego kryzysu. Na ekranie widzimy parę, próbującą wygrać maraton taneczny. Widzimy ludzi, którzy próbują tańczyć, próbują się uśmiechać, a tak naprawdę bliscy są śmierci, bo bardzo zależy im na wygranej.
Dla mnie te badania lekarskie i ta bieżnia nie stały się jakąś szkołą przetrwania. Jednak gdy zobaczyłam siebie z dystansu – starą kobietę, która próbuje udowodnić jakiemuś towarzystwu ubezpieczeniowemu, że nie zamierza jeszcze umierać, bo chce uzyskać leasing na budynek, który jest siedzibą szkoły, stwierdziłam, … że „przegięłam”. I tego poczucia nie zmienił na koniec dnia badań komentarz przezabawnego lekarza, że jestem obrzydliwie zdrowa i nie da się na mnie zarobić.
Naprawdę trzeba mieć końskie zdrowie. Czasami – do siebie samej.