MOJA BLOGOWA OFRENDA

JUREK, JURECZEK, JERZYK

Takiego go poznałam i taki sam – dobry, mądry, wrażliwy, pracowity, wszechstronnie uzdolniony, piekielnie odważny i optymistyczny, a także piękny – pozostał do końca: nasze pierwsze i ostatnie wspólne wakacje – 1976 i 2020 r :

MOJA MAMA MARIA BUŚKIEWICZ Z DOMU TOMASZEWSKA. Matuś, Matuś, Matuleńka. Zwana też Chomiczkiem. Najlepsza mama – spokojna, akceptująca, towarzysząca, kochająca, wspierająca.

TATA ROMAN BUŚKIEWICZ – czarujący, przystojny mężczyzna, moja pierwsza wielka miłość, muzykalny, elokwentny, świetny tancerz, akceptujący mnie bez reszty. Dzielny, bo umiał czerpać z życia radość pomimo obozowej traumy.

BRACIA CIOTECZNI, TOWARZYSZE SZALONYCH ZABAW I WAKACYJNYCH WYJAZDÓW W DZIECIŃSTWIE – TOMEK I JACEK RYBUSOWIE. Zawsze przewodzili grupie, czyniąc ze mnie w zabawie żonę wodza lub królową, co bardzo mi odpowiadało. Nie musiałam biegać. Siedziałam. Obserwowałam i przyjmowałam hołdy. Tomek, młodszy brat, wyrósł na bardzo przystojnego, opiekuńczego i wesołego mężczyznę. Zginął w wypadku samochodowym w wieku 22 lat. Jacek zmarł dwa lata temu.

BABCIA MARYSIA TOMASZEWSKA Z DOMU GIERYN – piękna, pięknie się śmiała. Życie nie obeszło się z nią łagodnie. Straciła ukochanego, z którym była zaręczona. Został zamordowany w swoim majątku przez krasnoarmiejca w 1917 roku. Nie mogła już nikogo pokochać. Wyszła za mąż za dziadka Feliksa Tomaszewskiego, licząc, że jego miłość wystarczy za nich dwoje… Urodziła dwie córki i zachorowała na gruźlicę krtani. Umierała samotnie w Otwocku, bojąc się zarazić dzieci i ich ojca. Od jej młodszej siostry cioci Stefanii Adamowicz dostałam pakiecik listów do niej od babci – pełnych bólu samotności i tęsknoty za córkami, których nie mogła zobaczyć i o których los bardzo się martwiła. Moja biedna, wiecznie młoda babcia!

DZIADEK FELIKS TOMASZEWSKI – mieszkał w Łodzi. Przywoził mi pierniczki i pisał o mnie rymowane wierszyki. To jemu zawdzięczam swoje drugie imię Wisława. Czasami mówił do mnie Wisełka.

BABCIA FELICJA BUŚKIEWICZ Z DOMU ROGUSKA – uwielbialiśmy z Jackiem i Tomkiem słuchać jej ekspresyjnych, onomatopeicznych okupacyjnych opowieści. Mroziły krew w żyłach, ale były dowodem na dzielność, odwagę i zaradność naszych przodków. Było tych historii kilka. Opowiadanych nam na naszą prośbę wciąż i wciąż. Byłyby świetnym materiałem na scenariusz filmowy lub powieść. Dwie rewizje w mieszkaniu, a w skrytkach broń i tzw. bibuła. Wydostawanie dziadka, a potem też cioci Janki z Pawiaka. Ucieczka z łapanki. Ucieczka z kolumny ludzi pędzonych przez Niemców do lasu na śmierć. Wydostawanie się z budynku, w który w 1944 r. trafiła bomba. Babcia była towarzyska. Potrzebowała męskiego ramienia. Była elegancka. Do śmierci paliła papierosy w fifce i nosiła pantofle na niewielkim obcasiku.

A taką ją pamiętam:

DZIADEK LUDWIK BUŚKIEWICZ – żołnierz AK, odważny, opiekuńczy, wesoły. Świetnie tańczył, co wspominała moja mama. Uratował mojego tatę, jadąc z nim „na ochotnika” do obozu i pomagając mu tam przetrwać.

CIOCIA-BABCIA JANKA ROGUSKA – starsza siostra mojej babci. Młodość spędziła – razem z rodzicami i rodzeństwem – w Petersburgu. Carscy oficerowie – przystojni, eleganccy i romantyczni stali się dla niej – niedościgłym w Polsce – ideałem mężczyzny. Nigdy nie wyszła za mąż. W 1917 roku uciekali rodzinnie w popłochu z ogarniętej rewolucją Rosji, przewożąc sprytnie słuszne ilości złota, które podczas niemieckiej okupacji wielokrotnie ratowało im życie. Ciocię też udało się dzięki niemu wykupić z Pawiaka. W konspiracji była od początku, to jest od 1939 roku. Należała do Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej oraz do oddziału specjalnego Lena – DYSK (Dywersja i Sabotaż Kobiet). Miała pseudonim okupacyjny Kasia. Oddział niszczył tory kolejowe i mosty, inwigilował i likwidował agentów gestapo. Brała też udział w ratowaniu uciekinierów z warszawskiego getta. W czasie Powstania Warszawskiego walczyła w zgrupowaniu Radosław. Jej oddział przygotowywał sygnalizację świetlną dla alianckich samolotów, zrzucających broń i żywność. Przyjmował i ochraniał zrzuty. Po upadku Powstania ciocia uciekła z obozu przejściowego w Pruszkowie. Nie wróciła do Warszawy. Po zakończeniu wojny zamieszkała w Wałbrzychu i pracowała jako urzędniczka na kolei. Nie wyszła z konspiracji. Nie mówiła o swojej okupacyjnej aktywności i przynależności do AK. W rodzinie też się o tym nie mówiło. Dzięki temu udało jej się uniknąć powojennych represji. Do Warszawy powróciła w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, żeby zaopiekować się mną. Wychowywała mnie przez dziewięć lat. Dowiedziałam się o jej przeszłości długo po jej śmierci w 1980 roku, pisząc książkę o rodzinie dla córki.

Na zdjęciu – MOJA MAMA, CIOCIA-BABCIA STEFANIA ADAMOWICZ Z DOMU GIERYN – UKOCHANA PRZEZ TRZY POKOLENIA: MOJĄ MAMĘ, MNIE I NASZĄ CÓRKE KASIĘ; SŁONECZNA, JASNA, RADOSNA DUSZA ORAZ MÓJ UKOCHANY WUJEK – ROMAN GIERYN, ZAWSZE ELEGANCKI I PRZYSTOJNY

NA TYM CUDOWNYM WAKACYJNYM PRZEDWOJENNYM ZDJĘCIU Z GARBATKI SIEDZĄ OD LEWEJ MOJE UKOCHANE CIOTKI ZUZANNA (PÓŹNIEJ BARAŃSKA) I KRYSTYNA (PÓŹNIEJ BARZYCKA) HOLEDRÓWNY, MÓJ TATA I JEGO SIOSTRA ZUZANNA BUŚKIEWICZ (PÓŹNIEJ – RYBUS)

To jest tylko niewielka reprezentacja tych, których geny, energię, emocje mam wdrukowane w swój krwioobieg. Dzięki którym jestem, jaka jestem. Czuję to, co czuję. To mój ród. Świat, z którego wyszłam, który mnie ukształtował. Którego siłę i wsparcie czuję w sobie!

Na koniec – pieśń, którą w tych dniach wykonuje się w Meksyku i którą wczoraj podczas szkolnej uroczystości zaśpiewał mój pierworodny wnuk Tadeusz, grając także razem z kolegami z klasy na flecie… Niestety brakuje dobrej jakości filmiku, bo mama Tadzia trzymała na kolanach Julianka, a tata stał daleko i obydwoje byli mocno wzruszeni i bardzo zaskoczeni…

Leave a Reply