MÓJ WIETNAMSKI PUNKT WIDZENIA

Nie znam się na wirusach i epidemiach. Ale kiedy w lutym zaczęły docierać naprawdę niepokojące informacje medialne, dotyczące rozprzestrzeniania się koronawirusa, miałam intuicyjny odruch – zamknąć granice Polski, wprowadzić obowiązkową kwarantannę dla wszystkich przyjeżdżających, zadbać o środki ochrony osobistej dla każdego obywatela i o ich osobistą odporność, a także – przygotować szpitale i gromadzić w nich potrzebny sprzęt.

Niestety nie miałam mocy narzucić kwarantanny nawet naszym uczniom i nauczycielom, wracającym po feriach z Włoch i Azji. Szczęśliwie nic złego się w naszej szkole nie wydarzyło…

Przyglądam się wprowadzanym po kolei w życie różnym rozporządzeniom i czasami nie widzę w nich ani w sposobie ich zastosowania żadnej logiki. Ale przecież się nie znam – nie jestem ani wirusologiem, ani epidemiologiem, ani lekarzem.

Z drugiej strony myślę sobie o tym, że nasz znakomity, miły i mądry lekarz, który czasami odwiedza mamę, nigdy nie myje rąk ani po przyjściu do nas, ani po zbadaniu mamy. Nie używa też jednorazowych rękawiczek. W domu rodzinnym uczono mnie szacunku do lekarzy, nie mam więc śmiałości zwrócić mu uwagi. Rękawiczek używały zawsze dwie wykwalifikowane sympatyczne pielęgniarki, które w 2017 r. naprzemiennie opiekowały się mamą. Robiły jednak w tych samych rękawiczkach wszystko – zmieniały pieluchę, myły mamę i dawały jej leki. Kilka lat wcześniej, kiedy mama złamała nogę i potrzebna była operacja, obserwowałam, jak salowe „sprzątają” oddział chirurgiczny. Nie znam się na bakteriach i wirusach, ale robiło mi się gorąco i musiałam się powstrzymywać, żeby nie komentować. Teraz lekarz z tytułem profesora, bardzo światły człowiek, w pierwszy dzień świąt – jako jedyny nasz znajomy – gościł teściową i syna z wnuczętami, jakby nigdy nic. W dodatku pracuje obecnie w szpitalu jednoimiennym. Nie dziwi mnie więc sytuacja w polskich szpitalach, choć na pewno dostatek środków ochrony indywidualnej by ją trochę poprawił.

Szanuję bardzo lekarzy i pielęgniarki. Niektórzy medycy obecnie stają się ewidentnymi bohaterami. Ale doświadczenia, które mam ze służbą zdrowia, nie pozwalają na dobre rokowania w dobie zarazy.

Nie rozumiem, dlaczego w mediach zaleca się wyłącznie mycie rąk i – od niedawna – noszenie maseczek. Dlaczego nie mówi się nic o tym, jak zadbać o własną odporność. To, że szpitale i domy pomocy społecznej stały się głównym siedliskiem zarazy, potwierdza tylko moje nie najweselsze obserwacje i wnioski.

Przeczytałam niedawno, że Wietnam jest jedynym krajem na świecie, w którym nikt nie umarł na skutek zarażenia koronawirusem. Tam właśnie rząd od początku epidemii w Chinach zamknął granicę i wprowadził – już chyba od stycznia br. – obowiązkową kwarantannę dla przyjeżdżających. Jeszcze przed pojawieniem się w Wietnamie pierwszego przypadku zachorowania! Obywatele otrzymali darmowy sprzęt ochrony indywidualnej. Przygotowano szpitale na przyjęcie pierwszych chorych, wyposażono je w odpowiedni sprzęt i higieniczne procedury. Kwarantanna obowiązuje do dziś. Trzeci miesiąc. Nikt nie umarł. Szpitale odpowiednio przygotowane nie są przeciążone. Zniesiono wewnętrzne ograniczenia. Jeden jedyny kraj na świecie, który zastosował mój intuicyjny scenariusz… Jeszcze Tajwan zadziałał podobnie, choć niewielkiej liczby ofiar nie udało się tam uniknąć.

Leave a Reply