Dzisiaj przez większą część dnia „miał mnie na oku” mój kos.
Przyleciał rano. Pojawił się po raz drugi, gdy wróciłam ze spaceru. Odleciał dopiero na skutek dzikiej awantury wywołanej w moim ogródku przez sroki.
Pisałam już o nim na blogu… W te weekendy, które spędzam w Warszawie, siada na bzie przylegającym do okna i obserwuje… Nie boi się mnie. Pozwala mi stać przy samej szybie. Nigdy nie dawałam mu jeść, a wiadomo, że to jest najlepsza droga do oswajania zwierząt. W ciągu tych paru lat, kiedy się znamy, nie było takich warunków pogodowych, żeby dokarmianie ptaków było konieczne.
Jest charakterystyczny – na swoim lewym skrzydle ma białe piórko. Stąd wiem, że to jest ten mój, jeden jedyny kos.
Myślę sobie – Kim jesteś? Czemu lubisz na mnie patrzeć?


