MIŁE WARSZAWSKIE MOMENTY

Niedzielne poranki na Ursynowie są szokująco ciche. Podczas porannego wietrzenia nie słychać w ogóle odgłosów z pobliskiej budowy ani ruchu ulicznego. Cisza! A w niej nieśmiałe gaworzenie ptaków. Bogatki i modraszki uwijają się pracowicie wśród bluszczu i świerkowych gałęzi. Kawki i wrony systematycznie patrolują chodniki, trawniki i okolice śmietników… Z wysokości nawołują mewy… Niespodziewanie dobiega mnie śpiew – jakoś jednak nietypowy o tej porze roku! Pomału podchodzę do okna… Na bezlistnym teraz bzie puszy się maluteńka, oliwkowa kulka z charakterystyczną rudą plamą na piersi. To – zupełnie wiosennie! – rozśpiewał się rudzik!

Po chwili słyszę biegnące po parapecie futrzaste łapki. Przerażona, że znów odwiedziła mnie kuna, dopadam okna w sąsiednim pokoju. Napotykam zaczepne spojrzenie paciorkowatych oczu prześlicznej rudej wiewióreczki… Trwamy tak przez chwilę. Zwierzątko trzyma się pazurkami ściany i zastyga w bezruchu. W końcu pozwala mi podziwiać swoje podniebne skoki na gałęziach ogromnej białej topoli, która rośnie od wschodniej strony domu.

W dniu urodzin – wizyta w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Dobrze, że Warszawa doczekała się tego obiektu. W końcu! Przepiękny w środku, choć chyba zbyt mały… Otwarty w październiku wciąż stoi niemal pusty, pomimo że wszyscy mają świadomość istnienia wspaniałych prac polskich artystów uwięzionych i stłoczonych w magazynach. Jest jedna skromniutka wystawa, poświęcona tematyce uchodźczej. Na niej między innymi – pojedyncze prace Dwurnika, Sasnala i Libery… Ładnie się prezentują w pięknej sali z rozległym widokiem na Warszawę… No ale reszta pomieszczeń świeci pustkami… Może chodzi o to, żeby bez zakłóceń podziwiać rozwiązania architektoniczne… Myślę o urzędnikach, o zespołach ludzkich, uwikłanych w barokowe procedury, zmęczonych biurokracją, obojętnych, niedecyzyjnych… Myślę o tych miesiącach, które płyną od momentu otwarcia muzeum… O tej indolencji, rozmemłaniu, ludzkiej mamałygowatości… Jakże kosztownej nieefektywności!  I myślę także o roku 1944 i kolejnych… Pozbawionych procedur i biurokracji… Pełnych żaru, pasji, kreatywności, niezwykłego pospolitego ruszenia i miłości do tego miasta, które jak Feniks… Pomimo panoszenia się towarzyszy… W nowym muzeum jeszcze nie można nawet wypić kawy, choć są stoły i krzesła w pięknej kawiarni… Jak to możliwe?! Można już za to kupić książki, z czego chętnie skorzystałam. Przeczytałam już „Myślenie roślin. Filozofia wegetacji” Michaela Mardera, a w niej takie fragmenty:

„Jednobiegunowość rozumu, który uprzedmiotawia wszystko na swojej drodze, oraz samozwańcza wyjątkowość ludzkiej egzystencji, zdaniem Martina Heideggera odgradzającej nas otchłanią od innych istot żywych, stanowią dwie zasadnicze przeszkody na drodze do takiej relacji z roślinami, którą cechowałaby ontologiczna i etyczna wrażliwość. Wynika z tego, że spotkanie z roślinami … może nastąpić tylko przy założeniu, że życie roślinne posiada odrębną podmiotowość, która pozwala nam wejść z sobą w relację i która częściej niż przypuszczamy, sama wchodzi w relację z nami.” (s.24)

„W 2008 roku szwajcarska Federalna Komisja Etyczna ds. Biotechnologii Pozaludzkiej opublikowała raport zatytułowany „Godność istot żywych a rośliny”. Raport ten stanowi być może pierwszy w historii ludzkości dokument, w którym organ powołany przez rząd wydaje zalecenia w zakresie etycznego traktowania roślin czy też – jak informuje podtytuł raportu – „moralnego rozważenia rośliny ze względu na jej własne dobro”. Szwajcarska Komisja wypracowała bezprecedensowe porozumienie: życie roślin nie tylko zasługuje na traktowanie z tą samą godnością, która przynależy wszystkim żywym istotom, lecz ma także bezwzględną wartość moralną, której nie sposób sprowadzić do instrumentalnych przesłanek leżących u podstaw działań na rzecz zachowania bioróżnorodności i zwiększania „ochrony”. Od tamtej pory „samowolne krzywdzenie” roślin powinno być uznawane za moralnie naganne, a poszczególne przypadki ich instrumentalizacji wymagałyby moralnego uzasadnienia.” (s.205)

Czekają na mnie kolejne smakowite książki: Agnieszki Pindery „Patkowski. Ambasador muzyki z Marsa” o Józefie Patkowskim, twórcy i wieloletnim szefie Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia oraz dwa albumy – Sylwester „Kris” Braun. Fotograf od powstania” i „Dumała” – o twórczości Piotra Dumały.

I a propos smakowitości – odbyłam dwa miłe, około urodzinowe spotkania w moich ulubionych warszawskich restauracjach – „Dyspensie” i „Moim Curry”, gdzie kuchnia znakomita i przyjazna dla mojego organizmu.

Leave a Reply