MEA CULPA!

Myślę o Jurku. O jego ostatnim miesiącu życia. Z perspektywy czasu wiem, że obydwoje popełniliśmy błąd. Wykonaliśmy polecenie lekarza – „Natychmiast do szpitala! Krytyczny stan bilirubiny!”

A w szpitalu – co?… Jedna pielęgniarka na oddział. Salowe, przeciążone pracą, których nikt nie nauczył kultury i szacunku do drugiego człowieka, od których nikt nie wymaga troski o pacjenta. Co z tego, że znalazło się troje lekarzy, którzy próbowali o Jurka zawalczyć. Przepisywali nowoczesne leki. Wykonali udany zabieg przy pomocy najnowszej aparatury. Dziesięć dni pobytu w szpitalu było dla Jurka torturą, większą od cierpienia generowanego przez straszliwą chorobę. Na pewno przeżycia szpitalne nie przedłużyły mu życia ani nie uprzyjemniły ostatnich jego chwil.

Stawałam wtedy na głowie, żeby znaleźć kogoś, kto by podszedł do niego, zobaczył, w jakim jest stanie, pomógł, wsparł.

Czasem mi się to udawało. Słyszałam wtedy – na stoliku zimny obiad, jakieś leki, nie wiadomo, czy z rana , czy z wieczora… Jakiś kompot. Woda, której nie mógł sięgnąć… I totalne upokorzenie, że nie ma komu pomóc przemieścić się do toalety… Odleżyna wielkości pięści powstała w ciągu czterech dni! Moja mama leży plackiem od września 2017 r. i nigdy nie miała żadnej odleżyny.

Jestem wdzięczna odważnej lekarce, która w Wigilię wypisała Jerzego do domu.

Szpital, który sam w sobie jest narzędziem tortury… W którym zdarzają się bardzo profesjonalni lekarze, nowoczesny sprzęt i procedury medyczne, ale nikt nie opiekuje się chorym, nie dba o niego.

Mądre głowy z telewizyjnego ekranu nawołują – jeśli jesteście chorzy, nie bójcie się szpitala, szukajcie tam pomocy.

Mówiły – nie ma już wirusa. Nie trzeba się już go bać. Teraz mówią – trzeba się szczepić, wtedy minie całe zło.

Kiedy byłam mała, miałam ogromny problem z relacjami z dziadkiem. On WIEDZIAŁ. Wyrażał poglądy jedynie słuszne. Nie tylko, niestety, wyrażał, ale także próbował implementować je do świadomości innych osób. Robił to z mocą i konsekwencją. Oczywiście wyłącznie dla dobra tychże osób. Twierdził, że masło należy zastąpić margaryną, a zgniły kapitalizm – ustrojem sprawiedliwości społecznej, czyli komunizmem. Kiedy jego brat, cudem ocalały z sowieckiego gułagu, próbował oponować, mówił – co ty tam wiesz! Wszak był starszym bratem i wiedział lepiej. Dziadek ZAWSZE wiedział lepiej. Pouczał. Instruował. Krytykował, gdy ktoś myślał inaczej. Ale przynajmniej wierzył w to, co mówił. Ilu teraz mówi różne rzeczy z powodu oportunizmu i hipokryzji!

Miałam ogromne poczucie winy, że nie kochałam dziadka. Pozostała mi niechęć do ludzi, którzy próbują narzucać innym swoje poglądy, swoją wiarę, swoje przekonania, swój sposób postępowania, swoją najkorzystniejszą dla zdrowia dietę.

Zwłaszcza jeśli do tego celu używają aparatu państwa.

Nie zaszczepiłam się.

I mądre głowy z telewizyjnego ekranu pouczają mnie i krytykują. Że jestem niedoukiem, jakimś oszołomem antyszczepionkowym, że nie wykazuję solidaryzmu społecznego. Zagrażam innym i należy mnie odizolować, na pewno jakoś ukarać, że się wyłamuję z jedynie słusznej linii postępowania. Narażam też budżet państwa na wydatki w razie mojej choroby, więc trzeba mnie koniecznie obciążyć finansowo.

Znajomi pytają – a właściwie to dlaczego się nie zaszczepiłaś?

Nie zaszczepiłam się, choć uważam, że szczepionki są ważnym osiągnięciem naszej cywilizacji.

Pierwszym powodem jest cierpienie. Wiem, jak niejasno i podejrzanie to brzmi…

W ciągu kilku ostatnich miesięcy schudłam 20 kg, choć bliscy pilnowali, żebym jadła. I jadłam. W pewnym momencie – nawet dużo niezdrowych słodyczy, żeby zahamować spadek wagi. Bez ważenia się czułam bowiem, że z dnia na dzień jest mnie coraz mniej. Moje dusza i ciało cierpią. Czasem bolą mnie kości i stawy. Innym razem – skóra całego ciała. Czasem – włosy. Niekiedy – dziąsła i zęby… Rotacyjnie – raz jedno, raz drugie. Rano mam zawroty głowy i problem ze wstaniem z łóżka. Wpadłam jednak na autorski pomysł – wieczorem na kartce a4 wypisuję wszystkie cele i zadania na kolejny dzień. Kładę kartkę na łóżku, na kołdrze Jurka. Po obudzeniu się zamiast pustego miejsca po najdroższym na świecie człowieku widzę kartkę. Czytam ją i ruszam do zadań. Od dziecka jestem bardzo obowiązkowa. Nie zdarzyło mi się pominąć i nie zrealizować choćby jednego punktu z żadnej z kartek.

W tym cierpieniu – poza realizacją zadań zapisanych na kartkach – codziennie spędzam sporo czasu opiekując się mamą. Jurek był ukochanym panem dla dwojga zwierząt. Im także muszę dać odrobinę zainteresowania i radości, żeby nie zmarły z tęsknoty.

Mogłam zaszczepić się razem z nauczycielami naszej szkoły szczepionką AstraZeneca. Słyszałam jednak o skutkach ubocznych w postaci gorączki i ogólnego rozbicia. Na to nie miałam i nie mam nadal siły.

Poza tym nie ukrywam, że mam duże wątpliwości, związane z trybem dopuszczenia do użycia szczepionek na covid-19. Nic to, że mądre telewizyjne głowy zapewniają, że wszystkie są absolutnie bezpieczne. Potrzeba więcej czasu, by stwierdzić to z całą pewnością. Na najbliższe miesiące mam różne zadania do wykonania, które rozpoczął Jurek. Muszę być sprawna. Byłam chorowita. W ciągu długich lat życia opracowałam sobie tryb obsługi ciała taki, by podnieść jego wydolność i odporność. Tego się trzymam.

Gdy kontaktuję się z innymi ludźmi, zawsze mam maseczkę – dobrej jakości i właściwie założoną. Dezynfekuję ręce. Myję je najczęściej, jak się da. Utrzymuję społeczny dystans. W związku z „poluzowaniem obostrzeń” nie zamierzam stać się teatralnym czy kinowym widzem ani klientem restauracji.

Ostatni raz naraziłam budżet państwa na wydatki z powodu mojej cielesności w 1985 r., kiedy to w publicznym szpitalu urodziłam córkę. Wszystkie późniejsze okoliczności medyczne załatwiałam prywatnie. Na koszt własny. A przecież przez całe długie życie odprowadzam składki na ZUS.

Polacy umierają na potęgę. Wyludniamy się. Pierwotną przyczyną jest moim zdaniem stan naszych umysłów i naszej kultury, którego pochodną jest sytuacja w szpitalach oraz różnych ośrodkach opieki i ośrodkach pomocy społecznej, a także innych miejscach stworzonych do opieki nad słabszymi. Zaszczepienie wszystkich Polaków nie rozwiąże naszych problemów z tzw. ochroną zdrowia.

Co do moich kwalifikacji etycznych i braku solidaryzmu społecznego…

Faktycznie:

– nie przykułam się łańcuchem do starego dębu w Lesie Kabackim, by ochronić go przed wycinką;

– od 2017 r. wiem, że jeden leżący pensjonariusz ośrodka opieki ma przydział dwóch pieluch dziennie, taki przydział oznacza upokorzenie i torturę; od 13 grudnia 2020 r. wiem, że pobyt w stołecznym klinicznym szpitalu jest udręką i nic z tym nie zrobiłam; nie spotkałam się z żadnym posłem, nie zasypałam urzędów setkami pism-protestów, nie stworzyłam żadnego ruchu społecznego w tej sprawie, akceptując tym samym codzienne torturowanie i dręczenie tysięcy Polaków, którzy mają nieszczęście chorować.

Przykładów moich win jest dużo…

Jestem winna grzechu zaniechania.

Za zło tego świata nie odpowiada moim zdaniem ludzkie okrucieństwo. Prawdziwych okrutników jest niewielu. Nie mają żadnej mocy. Winę za cierpienie słabych, chorych, biednych, bezdomnych, za wyginięcie coraz to nowych gatunków roślin i zwierząt, za tony plastikowych śmieci w morzach i oceanach, za trujące powietrze, a także za wojny ponoszą takie nasze cechy i postawy jak oportunizm, lenistwo i zaniechanie właśnie.

Wolimy nie widzieć. Wolimy nie reagować. Wolimy zająć się „swoimi sprawami”. Przechodzimy obojętnie wobec tragicznych wiadomości, podawanych przez media. Wolimy psioczyć na rządzących, na lekarzy, na obojętne pielęgniarki, czy niegrzeczne, bezduszne salowe.

Służba zdrowia się miota, realizując Mission Impossible. Rządzący tworzą dla nas coraz to nowe instrukcje obsługi naszego (przypominam – jedynego i niepowtarzalnego!!!) życia, by im, nie – nam, było wygodniej i bezpieczniej.

Kiedy 24 grudnia 2020 r. telefonicznie błagałam pielęgniarkę, żeby przebrała męża, popłakała się i powiedziała, że nie może mi tego obiecać. Bo jest jedna jedyna na całym oddziale! I ma zaplanowanych kilka transfuzji! A mnie zrobiło się głupio, że przez ponad trzydzieści lat wolnej Polski nie zrobiłam nic, żeby sytuacja w szpitalach była lepsza.

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina!

Leave a Reply